pokazywał mi chłopak, były nieszkodliwe. Zwykła korespondencja. Ten ktoś podziwiał

Rubieżną. Kiedy zaś ruszyła wprost po wodzie w moją stronę, odrętwienie mi przeszło, a ja w najbardziej haniebny sposób, z krzykiem i bodajże nawet pochlipywaniem, wziąłem nogi za pas. Oto jakiego dzielnego paladyna wybrałeś sobie, nie dość dalekowzroczny książę Kościoła. Potem, kiedy dobiegłem do kaplicy, zrobiło mi się wstyd. Jeśli jest to mimo wszystko jakiś wyjątkowo chytry kawał, to nie mogę dopuścić, by zrobiono ze mnie durnia, powiedziałem sobie. A jeśli nie kawał... To znaczy, że Bozia istnieje, kosmos stworzony został w siedem dni, po niebie latają aniołowie, a ciała niebieskie obracają się wokół Ziemi. Ponieważ wszystko to jest zupełnie niemożliwe, to i Wasiliska żadnego nie ma. Doszedłszy do takiego wniosku, ruszyłem bardzo zdecydowanym krokiem w przeciwnym kierunku i wróciłem na mierzeję, ale ani zagadkowego blasku, ani czarnej sylwetki tam nie zobaczyłem. Głośno tupiąc dla dodania sobie odwagi i poświstując piosenkę o popie, co miał psa, przeszedłem się po brzegu tam i z powrotem. Przekonałem się ostatecznie o niezachwianej materialności świata, zabrałem termos i własność hotelu, po czym wróciłem do „Arki”. Raportu postanowiłem jednak nie pisać, dopóki nie zobaczę Wasiliska jeszcze raz i nie upewnię się, że albo jest to Kunststuck, albo sfiksowałem i moje miejsce jest w lecznicy doktora Korowina. Jak na złość dwie następne noce trafiły się pochmurne. Spacerowałem po http://www.nabudowie.biz.pl/media/ włażę – byle swoje robili, to i dobrze. Są ludzie różnych narodowości i różnej wiary, a nawet zgoła ateiści. Ja, widzisz, córko moja, nie jestem za misjonarstwem. Daj Boże swoich, rodzonych ustrzec, a cudze stado, jeszcze z parszywych owiec złożone, mnie niepotrzebne. – I w tym momencie archimandryta sam, przez petentkę niepopędzany, skierował rozmowę tam właśnie, gdzie było trzeba. – O, na ten przykład, u mnie tu, na Kanaanie, milioner jeden mieszka, niejaki Korowin. Lecznicę dla słabych na umyśle posiada. Niech będzie, ja nie przeszkadzam. Byle tylko niebezpiecznych nie osiedlał i płacił terminowo. On sam to człowiek całkiem bezbożny, nawet w świętą Wielkanoc do świątyni nie chodzi, ale pieniążki jego na miłą Bogu sprawę idą. Dama klasnęła w ręce. – Czytałam o lecznicy doktora Korowina! Piszą, że z niego prawdziwy cudotwórca od leczenia nerwowo-psychicznych rozstrojów. – Bardzo możliwe.

bezbronnymi wargami! Niech to wszyscy diabli! Odepchnąwszy barkiem żubrokształtnego brata Jonasza, Lagrange uniósł kaszkiet. – Łaskawa pani, jestem tu po raz pierwszy, nikogo i niczego nie znam. Przyjechałem pokłonić się świętym miejscom. Proszę pomóc człowiekowi, który wiele i ciężko cierpiał. Proszę poradzić, dokąd najpierw ma skierować kroki najgorszy z grzeszników? Do monasteru? Do Pustelni Wasiliskowej? A może do jakiejś świątyni? Przy okazji proszę Sprawdź nim trochę... kłopotów. – Palenie – podpowiedziała Rainie. – I... – Trzy tygodnie temu Danny przyszedł do szkoły podenerwowany. Nie mógł sobie przypomnieć kodu swojej szafki. Wtedy coś w nim puściło. Zaczął walić pięściami w drzwiczki i krzyczeć, że nienawidzi szkoły i jak ma cokolwiek zapamiętać, jeśli i tak wszyscy uważają, że jest głupi... – Głupi? – wtrącił Quincy. – Słyszał pan, jak mówi, że jest głupi? – Oczywiście, byłem przy tym. Musiałem wezwać Richarda Manna, żeby pomógł mi go uspokoić. Danny dostał histerii i powtarzał ciągle „głupi, głupi, głupi”. Bardzo mnie to zaniepokoiło. Quincy zerknął na Rainie. Wzruszyła ramionami. Nie rozumiała, co się mogło stać, ale Danny najwyraźniej zwątpił w swoją inteligencję. – Dostawał świadectwa z wyróżnieniem? – upewnił się raz jeszcze agent specjalny.