innego, gdyby chodziło o jego braci! Poradziliby sobie nawet z całym oddziałem! Ale jego

Emmett spojrzał na dłoń zaciśniętą wokół jego ramienia. Potem podniósł wzrok i nagle dzikie oczy Edwarda wydały mu się uderzająco podobne do oczu żony. Była w nich taka sama namiętność. Bez słowa podszedł do szafy i wyciągnął z niej automatyczną czterdziestkę piątkę. Zaraz ruszą do akcji. Bella starała się o tym nie myśleć. Nie chciała, by zdradziło ją nerwowe drżenie głosu. - Pięć milionów w zupełności mi wystarczy - powiedziała lekko. - Mam zamiar dobrzeje zainwestować i przez kilka następnych lat cieszyć się życiem w Rio. Milczał. Nie spuszczając z niej oczu, otworzył kasetkę. Rzeczywiście były w niej pieniądze, ale wcale nie zamierzał się z nimi rozstawać. Już dawno przeznaczył je na własne cele. - Czyżbyś nie chciała już dla mnie pracować? - Po tym, co dziś się wydarzyło, ryzyko jest zbyt duże. - Słusznie. - Podniósł wieko. Wspaniałomyślnie pozwolił jej zajrzeć do środka. Niech przed śmiercią nacieszy oczy. - Co za widok! - Nie zamierzała przedwcześnie wypadać z roli. Podeszła do biurka, wzięła do ręki plik studolarówek, podniosła je do twarzy i wciągnęła głęboko powietrze. - Mmm, kocham ten zapach. Jest taki zmysłowy, nie sądzi pan? - Sądzę. Bezszelestnie odsunął górną szufladę, w której leżał rewolwer o rękojeści inkrustowanej macicą perłową. Postanowił, że zada jej elegancką śmierć. Wziął broń do ręki w tej samej chwili, gdy na górnym pokładzie rozległy się pierwsze strzały. Bella spojrzała nerwowo za siebie, po czym bez namysłu zatrzasnęła kasetkę i rzuciła się w stronę drzwi. - Co to ma znaczyć, monsieur Blaque?! - zawołała, szarpiąc za klamkę. - Nie ruszaj się! - Stał za biurkiem, celując prosto w jej serce.- Dawaj kasetkę! - Chciałeś mnie przechytrzyć, co? - zawołała, próbując grać na zwłokę. - O, tak! Teraz rozumiem, dlaczego zapłaciłbyś mi dużo więcej. Słowa nic nie kosztują, prawda? - Kasetka. I to już! - Wolno ruszył w jej stronę. Z pokładu dobiegał coraz większy hałas. Blaque poczuł pierwsze ukłucie strachu. Nie bał się śmierci ani klęski, jednak na myśl o tym, że resztę życia miałby spędzić w więzieniu, przechodziły go dreszcze. Drugi raz nie przeżyłby niewoli. Wyczekała, aż podejdzie bliżej. Wtedy wzięła mocny zamach i cisnęła w niego kasetką, celując w rękę w rewolwerem. Ludzie Blaque'a bronili się do upadłego. Wściekła seria z broni maszynowej przecięła pokład, zasypując głowę Edwarda gradem odłamków drewna i szkła. Nawet tego nie poczuł. W jego mózgu została tylko jedna myśl. Bella jest w rękach Blaque'a. Jeszcze żyje, ale czasu mają coraz mniej. Skulił się i chyłkiem dobiegł do steru. Potem bezszelestnie zanurzył się w czarną otchłań wody. Odgłosy coraz rzadszych wystrzałów i krzyki mężczyzn niosły się daleko po spokojnym morzu. Edward widział, jak z pokładu jachtu ktoś skacze i co sił płynie do dalekiego brzegu. W pewnej chwili otarł się o unoszące się na wodzie zwłoki. Odepchnął je i ostrożnie podpłynął do burty. Emmett miał właśnie dać ludziom sygnał do zajęcia jachtu, gdy nagle zorientował się, że nigdzie nie widać Edwarda. - Książę... - wykrztusił przez zaciśnięte gardło. - Na Boga, gdzie jest Edward? Widział go kto? - Tam! - Jeden z ludzi wskazał ciemny kształt przemykający obok steru białego jachtu. http://www.nabudowie.net.pl ułatwiało zadania. Michaił nie dopuści, żeby Becky ujawniła jego brutalny czyn. O nie, miał względem niej zupełnie inne plany! Nawykły do potulności wieśniaczek, pragnął ją sobie podporządkować. Wyraźnie dał jej do zrozumienia, co zamierza z nią zrobić. „Już ja cię nauczę posłuszeństwa, ljubimaja!” Owszem, po śmierci dziadka został jej prawnym opiekunem, lecz mylił się, sądząc, że może traktować ją jak rzecz. Groził, że weźmie ją siłą. Prędzej umrze, niż mu na to pozwoli. Ta myśl dodała Becky odwagi. Wyślizgnęła się ze swojej kryjówki i ostrożnie podeszła do wylotu zaułka. Kozacy gdzieś zniknęli. Rozejrzała się wokoło i skręciła za róg. Miała nadzieję, że rezydencja Westlanda nie leży zbyt daleko. Nogi ją bolały i osłabła z głodu. Ileż w tym mieście może być eleganckich siedzib z ogrodami? Wytworny West End wydawał się jednak bezpieczniejszy niż dzielnice lichych ruder, które przemierzała o zmierzchu. Teraz, po północy, nie mogła natomiast odczytać tabliczek z nazwami na budynkach. Usiłowała się im przyglądać najdokładniej, jak mogła, ale daremnie. Lada moment wyczerpanie odbierze jej całkowicie

kiedy otwierał kolejną już paczkę chipsów i zjadał ją sam, bo szarooki zawsze dbał o swoją linię i mu po prostu nie podbierał. Czas zadbać o siebie, ale niekoniecznie dla siebie. - I jak? – Krystian posłał mu radosne spojrzenie, uśmiechając się nieco. – Są tam umięśnieni, przystojni faceci, ociekający testosteronem? – zachichotał, na co Karol mimowolnie odpowiedział uśmiechem. Sprawdź - A więc lady Isabella wierzy we wróżki... - Wcale nie - żachnęła się i zaraz spoważniała. - Ale Marissa pewnie tak. - Zamoczyłaś stopy. - Zaraz wyschną. - Wzruszyła ramionami, ale zrobiła krok w stronę plaży. - Zaczekaj. - Przytrzymał ją za rękę. - Skoro już weszliśmy do wody, możemy wyłowić jeszcze kilka muszelek. Ruszyli przed siebie, brodząc po kostki w morskiej pianie. Ciepła woda zmieszana z drobnym piaskiem przyjemnie masowała stopy, łagodna bryza chłodziła twarz. Małe fale rozpływały się szerokimi zakolami, budząc odgłos podobny do głębokiego westchnienia. Bella uparcie wpatrywała się w pomarszczone białe dno. Powtarzała sobie, że w tym spacerze nie ma nic romantycznego. Nie mogła dopuścić, by sytuacja wymknęła się spod kontroli. Linia, po której stąpała, była cienka jak włos i ostra jak krawędź brzytwy. Jeden fałszywy krok mógł doprowadzić do tragedii. W najgorszym przypadku nawet do wojny. - Dzisiejsza uroczystość była wspaniała - powiedziała, szukając neutralnego tematu. - Dziękuję, że mnie wziąłeś. - Zrobiłem to z pobudek egoistycznych. Zależało mi na twoim towarzystwie. Zignorowała te słowa, choć sprawiły jej przyjemność. - W Anglii często krytykuje się rodzinę królewską - rzekła. - Jednak w gruncie rzeczy wszyscy kochają królową. Wydaje mi się, że twoja rodzina cieszy się podobną miłością i szacunkiem. - Mój ojciec powiedziałby, że naszym powołaniem jest nie tylko rządzenie, ale i służba narodowi. Sam uosabia solidność i pewność. Jasper daje poddanym nadzieję na lepszą przyszłość. Dzięki Rosalie widzą mądrość, piękno i ludzką twarz monarchii.