potrwa, zanim znów będzie mogła wrócić do łóżka. Ale nawet wtedy nie

wcisnąć się w rozmiar numer osiem, ale różnica była zasadnicza. Teraz Rainie musiała spędzać więcej czasu na układaniu długich kasztanowych włosów, jeśli chciała, żeby ktoś się za nią obejrzał. A cheeseburgery zastąpiła sałatka z tuńczyka. Pięć razy w tygodniu. Tego dnia partnerem Rainie był dwudziestodwuletni ochotnik, Charles Cunningham vel Chuckie, znany też w małej komendzie policji w Bakersville w stanie Oregon jako „żółtodziób”. Chuckie nie ukończył jeszcze dziewięciomiesięcznego kursu w ośrodku szkoleniowym, a to znaczyło, że mógł tylko patrzeć, a nie dotykać. Policjantem z prawdziwego zdarzenia miał zostać dopiero, gdy zaliczy niezbędne egzaminy i dostanie dyplom. Tymczasem zdobywał doświadczenie – wyjeżdżał na patrole i spisywał raporty. Wolno mu było zakładać standardowy beżowy mundur i nosić przy sobie broń. Chuckie był całkiem zadowolony z życia. Zanim nadeszło wezwanie, sterczał przy kontuarze, próbując oczarować długonogą, jasnowłosą kelnerkę o imieniu Cindy. Prężył pierś, przybrawszy nonszalancką pozę z nogą lekko ugiętą w kolanie i dłonią od niechcenia wspartą na kaburze. Cindy, nieczuła na jego wdzięki, serwowała domowe ciasto z jagodami sześciu farmerom na raz. Ktoś burknął coś o żółtodziobie plączącym się pod nogami. Chuckie uśmiechnął się jeszcze szerzej. Przy stoliku za plecami Rainie dwaj emerytowani hodowcy krów, Doug Atkens i Frank Winslow, zaczęli robić zakłady. – Dziesięć dolców, że mu ulegnie – powiedział Doug, uderzając zmiętym banknotem o plastikowy blat. http://www.nozoil.pl/media/ ręki. – Wątpię, czy to do ciebie. – Chcesz powiedzieć, że nie jesteśmy jedną wielką rodziną? – wycedził z niewinnym uśmieszkiem. Rainie przeszyła go piorunującym spojrzeniem i zajęła się nadesłaną wiadomością. Kancelaria adwokacka Johnson, Johnson and Jones – przyjęcia bożonarodzeniowe muszą mieć na najwyższym światowym poziomie – informowała, że ani Rainie, ani jej współpracownikom nie wolno kontaktować się z Shepem, Sandy lub Becky O’Grady bez obecności reprezentujących rodzinę prawników. Jeśli ktoś z zespołu dochodzeniowego spróbuje złamać ten zakaz, biuro szeryfa w Bakersville zostanie podane do sądu. Z poważaniem, Avery Johnson. – Cudownie – wymamrotała Rainie. Rozmowa Shepa z Sandy najwyraźniej przyniosła efekt. A może Shep, żeby przypadkiem nie zaszkodzić Danny’emu, wspomniał Johnsonowi,

- Zabiłeś go? - Zrobiła to jego była żona. - Już ją lubię. - Jej głowa przesuwała się w dół. Krótkimi pocałunkami obsypała jego klatkę piersiową, po czym przesunęła się na brzuch. Wtedy westchnął głęboko. Jej włosy łaskotały go, ale przyjemnie. Boże! Chyba chciała go wykończyć! Sprawdź Zrozumiała, że płacze. Odwrócił ją na brzuch. Nie protestowała. Czuła jak przesuwa dłońmi po kręgosłupie, zatrzymuje się w talii. - Lubię to miejsce - mruknął, dotykając palcem zagłębienia w plecach. - Idealne do picia szampana. Są tacy, co wolą piersi albo uda. Ja chcę tego miejsca. Mogę je mieć, Mandy? Dasz mi je? Może powiedziała „tak". Może tylko jęknęła. Nic już nie wiedziała. Jedna pusta butelka po szampanie na łóżku. Czuła na ustach zakazany smak, ale mówiła sobie, że to nic takiego. W końcu to tylko szampan, a przecież mieli co uczcić, prawda? On znalazł nową pracę, dobrą pracę, tyle że daleko stąd. Ale będą wizyty w weekendy, może listy, telefony... Świętowali, jednocześnie okrywając się żałobą. Kochali się na pożegnanie. Wprawdzie ludzie z AA nie powinni świętować przy szampanie, ale co tam... Przechylił otwartą butelkę szampana nad jej ramionami. Chłodna musująca