Służący się ukłonił.

wiedział z doświadczenia, że ofiary szantażu nigdy nie chciały ujawnić, czym dysponuje szantażysta, pragnęły tylko, by zniknął z ich życia. Podeszła do niego Madison z kartonowym pudłem w rękach. – Znalazłam to na strychu. Zawsze, gdy mam areszt domowy, idę na strych i szperam w pudłach. Spójrz. To kawałki materiału na patchwork. Heksagony. Ktoś musiał się natrudzić, by powycinać te sześciokąty. Czy to należało do twojej babci? Sebastian wziął do ręki skrawek materiału i rozpoznał wzór starej koszuli dziadka. Pamiętał, jak Daisy po śmierci męża pocięła wszystkie jego koszule, ale nigdy nie zdobyła się na to, by je pozszywać. – Tak, to robota Daisy – potwierdził. – Chyba będę musiała poprosić mamę o pomoc. Jeszcze nigdy nie szyłam patchworku. Nie masz nic przeciwko temu? – A niby dlaczego miałbym mieć? Twoja matka kupiła ten dom ze wszystkim, co znajdowało się w środku. Dziewczyna wzruszyła ramionami. – Ale... Tak sobie myślałam, że gdyby te heksagony należały http://www.oczyszczalnie-sciekow.edu.pl/media/ Lucy, niż dziewczyna byłaby skłonna przyznać. – Parę dni temu przypadkiem ją spotkałam – ciągnęła Madison – i prosiła mnie, żebym nikomu o tym nie mówiła. – Madison, posłuchaj mnie uważnie. Barbara Allen nie straci pracy tylko dlatego, że spotkałaś ją, gdy w pobliżu waszej posiadłości szukała letniego domu dla twojego dziadka. Co więcej, ona dobrze o tym wie. – A w takim razie, pomyślał, świadomie manipuluje piętnastoletnim dzieckiem. Dlaczego? Dziewczyna skinęła głową, nie spuszczając z niego niebieskich oczu. Wcale się go nie bała, tak samo jak cała jej cholerna rodzinka. Widocznie wyszedł z wprawy. Kiedyś ludzie drżeli na jego widok. – Coś jeszcze? – zapytała ironicznie.

to nie było to samo co teraz. Gdy chłopcy zamieszkali pod jego dachem, poznał ich z zupełnie nowej strony. Ich relacje stały się całkiem inne. Nagle poczuł, jak mogłoby wyglądać jego życie, gdyby miał własną rodzinę. Sprawdź właściwym kierunku. – W każdym razie uważaj. Nie mam ochoty znów cię zdrapywać ze skał. ROZDZIAŁ DWUNASTY – Nie chcę już w tym uczestniczyć – powiedziała Barbara. – Daj mi spokój. – Barbie, Barbie – westchnął z krzywym uśmiechem Darren Mowery, siedząc na krześle przed zimnym, kamiennym kominkiem. Dziesięć minut temu pojawił się tu bez ostrzeżenia. – Nie nazywaj mnie tak. Jestem Barbara albo pani Allen, ale nie Barbie. Przechadzała się po pokoju, usiłując nie okazywać zdenerwowania. Mowery znalazł ją pod prysznicem, ale nie wyraził