Imogen pokiwała głową i dalej się kołysała.

Richard Walters. Człowiek, w którym zarówno Sylwia, jak Zuzanna - każda w różnym stopniu - wcale nie widziały wzorowego męża i ojca, w przeciwieństwie do Karo i dziewczynek. Człowiek, który według jego własnej teściowej nie darzył kobiet szacunkiem, a nawet wykorzystywał córki jako swego rodzaju świtę. Tak, Sylwia wiedziała, że Richard nie był bez wad, ale nawet jej przez myśl nie przeszło, ile zła kryło się w mrokach jego duszy i jaki destrukcyjny wpływ miał na dziewczęta. - To wszystko jego robota - powiedziała do Matthew kilka tygodni po pożarze. - Wszystko przez niego... - A potem potrząsnęła głową, walcząc z falą mdłości, jak zawsze na wspomnienie tego, o czym ostatnio się dowiedzieli. - Gdyby nam przyszło do głowy... Gdybyśmy... Gdyby to, gdyby tamto... Lista ciągnęła się w nieskończoność. Wiedzieli teraz więcej, znacznie więcej, niżby sobie życzyli, na temat bezmiaru dewiacyjnych skłonności pierwszego męża Karo. Sama Karolina nie miała o tym pojęcia. Tego byli pewni. - Gdyby o tym wiedziała - oświadczyła Sylwia zaraz po poznaniu prawdy - mogłaby nawet go zabić. http://www.oczyszczalnie-sciekow.net.pl - Słucham. - Ile kobiet masz w domu? - Zostawmy to na razie, Jack. - Chyba rozumiem twoje opory, ale to nie najmądrzejsza reakcja. - Czy według ciebie urząd skarbowy może z tego zrobić wielką aferę? - Trudno przewidzieć, co zrobią albo czego nie. Trzeba być dobrej myśli. Skoro chodzi o pojedynczy przypadek sprzeniewierzenia, może nie podniosą krzyku. - Ale nie mamy pewności. - Matthew, musisz się zdecydować. - W tonie prawnika dało się wyczuć łagodny wyrzut. - Jeśli nie chcesz wplątywać w to osób, które, jak rozumiem, podejrzewasz, a które należą do twoich

- Że niby one nie mają z tym nic wspólnego i to ja wymyśliłem całą tę sprawę? - No może niezupełnie wymyśliłeś... - Boże, Karo! - Matthew znów był na nogach. Krew napłynęła mu do twarzy, wszystko się w nim gotowało. W klatce piersiowej czuł piekący ból. Sprawdź - Tanner - powiedział. - Proszę mówić mi po imieniu. Shey nie odpowiedziała. Nie zwolniła kroku. Nie pozostało mu nic innego, jak podążyć za nią. Weszli do kawiarni, gdzie jasnowłosa dziewczyna rozmawiała właśnie z jakimś brunetem. To musi być ona, Maria Anna. Tanner uważnie popatrzył na kobietę, którą zamierzał poślubić. Nie zmieniła się wiele, choć wyglądała nieco inaczej niż kiedyś. Teraz nosiła się bardziej swobodnie, niż to pamiętał: jasne włosy związane byle jak w koński ogon, zwykłe spodnie w kolorze khaki i jasnoniebieska bluzeczka, słowem nic, co kojarzyłoby się z księżniczką.