Przez taką odpowiedź chciałam zwiać stamtąd wywaliwszy przy okazji drzwi i zaklęcie. Co by tam Rolar ani mówił, Lereena zachowywała się bardzo podejrzanie, jakby mając przedsmak rozrywki, która okaże się dla nas pułapką.

Ash stanął w pozycji, gotów do walki, kiedy z odbiornika radio-niani rozległ się głośny płacz. - Widzisz, co zrobiłeś - parsknął. - Obudziłeś dziecko. Rory lekko uderzył brata w ramię. - Maggie się nią zajmie, a my wreszcie wyjaśnimy sobie rodzinne nieporozumienie. Ash odwrócił się i ruszył do drzwi. - Maggie wyjechała. - Wyjechała? - Rory ruszył za Ashem. - Jak to? Dlaczego? - Zwinęła się. Wzięła nogi za pas. Zniknęła. Nie ma jej. - Dokąd wyjechała? 139 - Tam, skąd ją przyniosło. Ash wszedł do pokoju Laury. - Co się dzieje? - zagadnął łagodnie i wyjął małą z kołyski. - Głodna jesteś? - Głodna? Nie nakarmiłeś jej? - zdziwił się Rory. http://www.onkolog-szczecin.pl uczyniłoby jej raport niepodważalnym. Był to inny element, wprawdzie wkurzający, lecz niewiarygodnie pewny: instynkt. Coś w tym przypadku się nie zgadzało i należało jeszcze wielu rzeczy się dowiedzieć. Może to po prostu brak owej „dymiącej strzelby", strzępka dowodu, który pozwoliłby jej pchnąć Bolsovera na drogę do dożywocia, a może coś zupełnie innego, ale tak czy inaczej, nie była jeszcze gotowa do zamknięcia sprawy. Mimo tego, co przed chwilą powiedziała Ally King, Robin Allbeury wciąż tkwił jak zadra w samym środku jej świadomości i tylko miała nadzieję, że nie

zadrapaniem - żachnął się. - To nie są byle zadrapania - Maggie była uparta - tylko rany. Na jedną trzeba będzie najprawdopodobniej zakładać szwy. Być może na tę na policzku też - dodała, oceniając spojrzeniem powagę obrażeń. - Mówiłeś poza tym, że masz chyba pęknięte żebro, co Sprawdź - Człowiek... - z nieskrywaną pogardą wycedziła Lereena, odchodząc od drzwi i podążając w głąb świątyni. -- No to idź, tylko szybko! Podbiegłam do drzwi, ale nie zaczęłam ich otwierać. Na przyczepionych hakach wielkości mojego nadgarstka leżała belka, z wyglądu masywna i twarda, jednak sądząc po kolorze i strukturze drewna, zrobiono ją z elfickiego jesionu, a to drzewo łączy się z żelazem, jakby było z korka. Dotknąwszy haków i na amen stapiając z nimi belkę, z poczuciem wypełnionego obowiązku wróciłam z powrotem. Wytrzeszczone oczy polazły na czoło, Rolarowi nawet szczęka opadła, ukazawszy koniuszki kłów. - Odechciało mi się,- niewzruszona wyjaśniłam, przysiadając na skrawku ołtarza i zaczynając rozsznurowywać buty. Lereena nie znalazła słów, ostatecznie porażona przez ludzką głupotę. Nie mogłam się już cofnąć. Poszukawszy oczyma wieszak i nie znajdując jego, powiesiłam odzież na jednej ze Skatule. Świątynia od razu zrobiła się bardziej przyjazna i lekko frywolna. Lereena milcząco napatrzyła się na ten malowniczy krajobraz, potem spojrzała na Rolara i wielo znacząco ściągnęła lewą brew, więc wampir posłusznie złapał moje rzeczy w naręcze, uwalniając statuę. W obecności wysoko postawionej Władczyni czułam się jak wieśniaczka, którą z łaski zaproszoną do pańskiego sto¬łu – prostą kobietą, która czkając obgryza kości i głośno siorbię zupę prosto z miski patrząc się na gospodynię, która obrzydliwie ściska usteczka. Może do wampirów inaczej się odnosi? Raczej nie, wydaje mi się, że nie potrafi pójść z wizytą do swoich poddanych tak jak to robił Len. Władca Dogewy nie brzydził się odwiedzić umierającego staruszka, przyjmować porody lub pójść na ślub znajomego – był przyjacielem wszystkich mieszkańców doliny. Gdyby w Dogewie pojawił się łożniak – Len by go od razu rozpoznał. A jeśli ona też oni wie, ale nic sobie z tego nie robi? Od tej myśli zrobiło mi się niedobrze. Wtedy wysłucha nas, zdumiona pojęczy, zaproponuje nam skorzystanie z telepatofonu, a potem otworzy drzwi i rozkaz, żeby nas rozstrzelali. Nie, nie mogę o tym myśleć, muszę skupić się na obrzędzie... Powoli, kuląc się z chłodu, położyłam się na marmurowej płycie. Jaskrawe światło oślepiało mi oczy. Wilk sam wskoczył na ołtarz i położył się mi w nogach, w poprzek płyty, nieruchomo jak rzeźba. Wbrew oczekiwaniom, Lereena nie zaczęła go przywiązywać, chociaż z obu stron ołtarza zwisały łańcuchy z obręczami. - Widzę, że świetnie wiesz co masz robić,- nachyliwszy się, Władczyni niedbale potargała go po uszach. Zwierzę nastroszyło się, ale nie drgnęło. – w przeciwieństwie do swojej strażniczki. Złóż nogi, a ręce połóż na piersi. Poza w której się znajdowałam mnie nie pocieszała. Do pełni szczęście brakowało tylko świeczki, długiej i mocnej. Błagalnie spojrzałam na wampira, a ten wyrozumiale się nade mną nachylił. - Rolar, nie podoba mi się to! - Nie bój się,- wyszeptał w odpowiedzi,- wszystko idzie jak trzeba. Jeżeli Lereena spróbuje zmienić obrzęd, to ci od razu powiem. - A jeśli nie zdążysz? - żałośnie zapytałam, zaczynając panikować przed nieznanym. Dziwny na mnie popatrzył: