- Szeryf Gavin 0'Neal? Mark zachichotał. - Tak. Mówi, Ŝe co wieczór będzie tu przychodził na kawę. Oby nie wpadł przy okazji w uzaleŜnienie nie tylko od kawy. Alli skinęła głową, zastanawiając się, czy moŜe Mark teŜ jest uzaleŜniony od jakiejś kobiety. Wiedziała, Ŝe się z kimś spotyka, bo często odbierał od kobiet telefony w studiu. Miał zresztą opinię uwodziciela. Ostatnio wiele się mówiło o córce senatora. Z chwilą jednak pojawieniamsię Eriki wszystko się zmieniło. Przestał w ogóle udzielać się towarzysko. - Co pani Ŝyczy sobie zamówić? Alli uniosła wzrok. - Poproszę o hamburgera, a na deser ciasto orzechowe z kremem. - Dla mnie to samo - rzekł Mark odkładając kartę. - Ma juŜ stanowczo dość - zauwaŜył Mark, wchodząc do domu ze śpiącą Eriką na ręku. Gdy wychodzili z restauracji, kolega zawołał Marka i dał mu bilety do cyrku w Midland. Do Midland jest stąd blisko, myślał Mark, świetna okazja, by wypuścić na szosę samochód Alli. Zamiast postawić swoją furgonetkę przed restauracją, zostawił wóz na parkingu Klubu Ranczerów. Po raz pierwszy Mark był pasaŜerem, a Alli kierowcą. Nie http://www.operacje-plastyczne.biz.pl - Ja tam się nie skarżę. Napiwki są imponujące. Wiesz, że znowu o nas piszą? - Naprawdę? - Ściągnęła but i zaczęła ocierać obolałe podbicie stopy o poprzeczkę stołka. - Gdzie? Darryl podał jej „Times Picayune”, otwarty na dotyczącym ich artykule. - Tym razem nazywają cię „właścicielką stylowej i popularnej restauracji”. To cytat. - Błysnął zębami w szerokim uśmiechu i odszedł zrealizować jakieś zamówienie. Liz sączyła herbatę i uśmiechała się do siebie. Co za ironia losu, że odruch sumienia tak sowicie się jej opłacił. Nie oczekiwała niczego w zamian za swoją uczciwość. Chciała jedynie spać spokojnie. Ale żeby osiągnąć w ten sposób i uznanie, i pieniądze? Tego się nie spodziewała. Musiała jednak przyznać, że cieszyło ją to. Miała ochotę klaskać z radości i śmiać się z zachwytu nad osiągniętym sukcesem. Jej życie także zmieniło się na lepsze. Gdyby tylko miała Santosa, wszystko układałoby się idealnie. - Cześć, Liz. Gloria? Liz zesztywniała, wzięła głęboki oddech i odwróciła się do dawnej przyjaciółki. Zmierzyła ją niechętnym wzrokiem. Wydarzenia ostatnich tygodni zostawiły wyraźny ślad na jej twarzy. Gloria była wymizerowana i przemęczona. Oczy miała smutne. Nic dziwnego. To na pewno straszne, dowiedzieć się, że miało się matkę potwora? Podniosła głowę, nie dając ogarnąć się współczuciu. - Co cię sprowadza? - Możemy porozmawiać? - Gloria splotła nerwowo palce. - Proszę... Liz jeszcze raz zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem.
I co teraz? Miała okazję obserwować markiza na co dzień w jego własnym domu, zdążyła poznać siłę jego charakteru i temperamentu, lecz wciąż nie była pewna swoich uczuć. Zastanawiała się nad tym, gdy wtem, wychodząc z zakrętu drogi o niecały kilometr od Candover Court, ujrzała pana Baverstocka. Stał oparty o płot i leniwie oglądał pasące się krowy. Raptem podniósł głowę i Clemency poczuła, że patrzy na nią wzrokiem wilka, który właśnie zobaczył owieczkę. Mark wyprostował się i podszedł kilka kroków. - No, proszę! Panna Stoneham! Co za miła niespodzianka! - Witam pana - Clemency lekko dygnęła. Przekrzywiła nieco głowę i ścisnęła mocniej rączkę parasolki. Jeśli nawet powodowały nim jakieś nieczyste intencje, zmienił zdanie, bowiem roześmiał się całkiem miło i powie¬dział: Sprawdź wił się tuż przed północą, by poinformować o tragicznej śmierci Chada. Scott obrócił w dłoni kopertę. Jego brat nie żył. List nie został nigdy dostarczony. Młoda dziewczyna nie otrzymała odpowiedzi. Czy powinien go przeczytać? A może należało wyrzucić go bez czytania? - Wyglądasz na zmęczoną - zauważyła gospodyni, wyjmując z piekarnika tacę z czekoladowymi ciasteczkami. Willow smętnie podpierała rękoma głowę, sącząc poranną kawę. - Jesteś pewna, że nie masz ochoty na pożywne śniadanie? Willow pokręciła przecząco głową. - Dziękuję, pani Caird, ale nie jestem głodna. - Zbyt dużo zjadłaś na kolację - zawyrokowała gosposia.