powinien umieć wyobrazić sobie jej twarz.

Dobrze chociaż, że go nie skuli. Bentz oddał broń dwójce, która jako pierwsza zjawiła się na miejscu zbrodni, i wtedy go zatrzymali. Patrzył, jak policjanci rozciągają żółtą taśmę i rozmawiają z sąsiadami, którzy wylegli przed domy. Kiedy się pojawili, ponury zaułek nabrał surrealistycznych cech, nagle zapanowało tu ożywienie, jak na molo w Santa Monica. Sąsiedzi, w szlafrokach, klapkach, dresach i piżamach, stali w świetle latarni, gawędzili, palili, kręcili głowami, przyglądali się wozom policyjnym i oferowali, że złożą zeznania. Bentz słyszał, co mówili o Lorraine. – Urocza kobieta – zachwycała się staruszka. – Dobra sąsiadka. – Mężczyzna z domu obok pokiwał głową. Puchacz, pomyślał Bentz: okulary, posępna mina i cienka bródka. – Nie mieści mi się w głowie, że ktoś się do niej włamał. To spokojna okolica. Bezpieczna. – Puchacz umilkł, gdy mijał go wózek ze zwłokami. – Przynajmniej do tej pory tak było. Kolejna kobieta uznała za stosowne dorzucić swoje dwa grosze. – Niewiele o niej wiem. Chyba kiedyś miała męża. – W obłoku siwych włosów i białego szlafroka przedstawiła się jako Gilda Mills, mieszkanka uliczki od dwudziestu siedmiu lat. Nerwowo zerkała na dom Lorraine, jakby były to wrota piekieł. – Ale sama już nie wiem. – Chudy palec nerwowo błądził wokół ust. – Nie miała dzieci, w każdym razie nigdy o nich nie mówiła. Miała za to siostrę przyrodnią. Czy może przyszywaną? Która zginęła. Popełniła samobójstwo czy coś takiego... Nie pamiętam. – Cofnęła się o dwa kroki, jakby z obawy, że http://www.operujewperu.pl chciał... spojrzeć na wszystko perspektywy, z dystansu... przemyśleć pewne sprawy. – Jakie sprawy? – zapytała Kristi ostrożnie. Wyczuwała w tej rozmowie jeszcze inne, głębsze znaczenie, ale go nie rozumiała. – Nie wiem do końca. Wątpię nawet, czy on wie, ale kiedy już zrozumie, na pewno nam powie. – Nie byłabym taka pewna. – W każdym razie zadzwoniłam, bo pomyślałam, że mogłybyśmy się kiedyś umówić na kolację ? Albo na kawę? Następnym razem, kiedy będziesz w Nowym Orleanie? – Jasne. – Nie pierwszy raz O1ivia usiłowała zmniejszyć dzielący je dystans, ale zazwyczaj uczestniczył w tym także ojciec. To coś nowego. – Będę w mieście mniej więcej za tydzień. – Więc się umówmy. Jeśli Bentz wróci, dołączy do nas. Może. – Umilkła na chwilę. – A może nie.

imprezy, których formalnie zakazano. Idąc do pokoju, który dzieliły z Trishą, zabrała z półki wspólne ciężarki. Znalazła skrawek przestrzeni na dywaniku między swoim niepościelonym łóżkiem i toaletką koleżanki i zaczęła ćwiczyć mięśnie ramion w takt piosenki Fergie. Nie będzie miała firanek na ramionach. O nie. Choćby musiała robić po tysiąc pompek w wieku osiemdziesięciu lat. Osiemdziesiątka. Jezu. Za sześćdziesiąt lat. Za pięćdziesiąt dziewięć od dzisiaj! Sprawdź Szaleństwo. – Stare zdjęcia? – zapytał Montoya. – Nie, jeśli wierzyć datom z aparatu. – Można je zmieniać. – Wiem. – A Photoshop pozwala robić cuda. Na przykład umieszczać cudzą twarz na zdjęciu. Bentz podniósł głowę znad niepokojących fotografii. – Ale po co? – Ktoś się tobą bawi. – Może. Ponownie pochylił się nad zdjęciami. Zacisnął usta w wąską kreskę. Arkusik papieru okazał się aktem zgonu Jennifer. Oprócz suchych informacji widniał na nim wielki czerwony znak zapytania.