Wygiął się do tyłu, drżał z pożądania. Czekał, aż Hope wreszcie go dotknie, obejmie, zacznie pieścić.

kobietą. A może Alexandra ma rację i rzeczywiście nie wszystko da się zdobyć. Lecz on przynajmniej spróbuje dopiąć swego. Ku jego zaskoczeniu pierwszą przeszkodą na drodze do celu okazał się Robert Ellis. Wstąpiwszy najpierw do jadalni, żeby się przywitać i upewnić, czy guwernantka wróciła, poszedł do stajni obejrzeć parę nowych koni zaprzęgowych. - Dlaczego kupujesz same kare? Do diaska! W szerokich wrotach stał lord Belton. - To taki styl. Skąd wiedziałeś, że tu jestem? - Nie wiedziałem. Wimbole poinformował mnie, że wyszedłeś, ale w ogrodzie spotkałem pannę Gallant i ona mi powiedziała, gdzie cię znajdę. Ciekawe. - Co za szczęśliwy zbieg okoliczności. - Też tak uważam. Wspomniała również, że mnie szukałeś, żeby przełożyć piknik z panną Delacroix. - Wcale nie. - Ruszył do domu ścieżką dla powozów, żeby ominąć ogród i jego pokusy. - Dlaczego? - Przestań wreszcie udawać, Belton. Wicehrabia zmarszczył brwi. - Słucham? http://www.orlikbratian.pl - Dobry Boże! - Nie wiem, czy pani słyszała plotki. Został zamordowany. Fiona przycisnęła dłoń do dekoltu. - Och, nie może być! Kobieta pokiwała głową. - Przez moją własną damę do towarzystwa, ale niestety nie potrafiłam tego udowodnić. Inaczej dawno posłałabym ją do więzienia, gdzie jej miejsce. Fiona z zadowoleniem stwierdziła, że nowa znajomość okaże się bardzo owocna. - Biedactwo. Więc to się stało w pani własnym domu? - Prawie pod moim nosem. Pani Delacroix przywołała na twarz wyraz konsternacji. Powoli zaczynała się niecierpliwić. Miała dość własnych trosk, żeby wysłuchiwać cudzych żalów. - To potworne. I mówi pani, że jej nie aresztowano?

Hrabia zmarszczył brwi, mile połechtany w swej dumie i jednocześnie zirytowany. - To nie była... - O, nie - przerwała mu, potrząsając głową. - Nie zmienię zdania, że jesteś po prostu czarującym łajdakiem. - Hm. - Wyciągnął rękę i wplótł palce w jej długie włosy. - Czarujący, tak? Coraz lepiej. Jeszcze nigdy mnie tak nie nazwałaś. Sprawdź Virgil Retting rzuci gościowi jadowite spojrzenie, wymaszerował z pokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Monmouth usiadł na sofie naprzeciwko Kilcairna. - Równie dobrze mogłem pozwolić mu zostać. Niczego pan ode mnie nie uzyska. - Owszem. - Jest pan bardzo pewny siebie, co? - Często. - Wyjął z kieszonki zegarek. Sprawdził godzinę. Wpół do czwartej. Wkrótce musi wracać, żeby się przekonać, jak poszła rozmowa między Alexandrą a Rose. - Co w takim razie zamierza pan ode mnie uzyskać? Lucien bez pośpiechu schował zegarek. - Od czasu niefortunnego incydentu z Welkinsem pańska siostrzenica jest trochę niepewna swojego miejsca w naszych sferach. - I powinna, latawica. Całe tygodnie zajęło mi wyciszenie sprawy.