- Zdaje mi się, że już o tym rozmawialiśmy - burknął lekceważąco. - Musisz to jakoś przeboleć, żyć swoim

tylko osobe, tej biblioteki pełnej oprawnych w skóre ksia¿ek, których, jak sie domyslała, nikt od lat nie otwierał. 219 Gdzie sa gazety i czasopisma? Ksia¿eczki z krzy¿ówkami? Recznie szyte narzuty? Cały ten bałagan, który - czuła to instynktownie - był czescia jej ¿ycia? Ale jest jeszcze dziecko. Z twojej krwi i kosci. Pamietasz je. Wiec za jakis czas przypomnisz sobie tak¿e ten pokój. Musisz. Poczuła ostry ból w ¿oładku, z którego dobyło sie przeciagłe burczenie. Wstrzymała oddech. Ból minie. Ciagle jest zdenerwowana, to wszystko. Przytkneła dr¿ace palce do ust. Za du¿o tego wszystkiego. Ale jutro... jutro wezmie sie ostro do pracy. I nie bedzie ju¿ słuchac niczyich dobrych rad. Odtad bedzie robiła wszystko po swojemu. Zgasiła swiatło, zamkneła oczy i powiedziała sobie, ¿e głos gro¿acy jej smiercia był tylko czescia snu, a wspomnienie niebieskiej balowej sukni powstało w jej zmaconej wyobrazni. Teraz musi isc spac. Odpoczac. Rano zacznie wszystko od poczatku. Tak. A teraz spac. http://www.panilogopedia.pl/media/ wieprzek tarzający się w błocie, ale to w tej sytuacji było nieważne. Ciężko dyszała. Strach dodawał jej sił. Zwolniła dopiero w odległości kilkudziesięciu metrów od baraku, gdyż tam mogła się spodziewać złego psa lub jakiegoś 75 wynajętego gościa o równie podłym charakterze. Poruszała się cicho, wdzięczna losowi za to, że krople deszczu nieustannie bębnią w kałuże i strugi wody ściekają z rynien przy wtórze głośnego szumu wiatru. Psa wciąż nie było widać, od razu więc pobiegła do domku na ranczu, zostawiła ubłocone buty na tylnym ganku i weszła do kuchni. Przygryzając wargę, wyciągnęła rękę w prawo. Jej palce namacały zapasowy pęk kluczy na haczyku w ścianie. Klucze głośno zabrzęczały. Gdzieś na dworze rozległo się szczekanie psa. Shelby poczuła, że ze strachu boli ją brzuch. Nie marnowała ani chwili. Chwyciła wszystkie klucze, wepchnęła je do kieszeni szortów, a potem cichutko zamknęła drzwi i wcisnęła buty. Na razie wszystko szło gładko. W kilka sekund zeszła z ganku i okrążyła budynek. Przez chwilę biegła w cieniu, w stronę widocznego w drżącym świetle latarni podwórza, skąd było już blisko do wozu. Obejrzała się przez ramię. Nie widziała ani człowieka,

twarz. - O, tak - upierała sie Helene - te brzydkie kolorki wkrótce znikna, a pani oczy i kosci policzkowe sa po prostu wspaniałe. Widac od razu. -W zachwycie wzniosła w góre rece i oczy. - Powinna pani zobaczyc, nad czym ja czasem musze pracowac! Sprawdź - Jest chory. - Nie zachowywał sie lepiej, kiedy był zdrowy, wierz mi. Marla spojrzała na niego, dopiero kiedy dotarli do furgonetki. Troche ju¿ ochłoneła, ale na policzkach ciagle miała ciemne rumience. 320 - Nastepnym razem, kiedy wpadne na swietny pomysł, by odwiedzic moich krewnych bez zaproszenia, zastrzel mnie, dobrze? - powiedziała. - Postaram sie zapamietac. - Nick otworzył drzwiczki i Marla wsuneła sie na siedzenie. Nick usiadł za kierownica i właczył silnik. - On wział cie za kogos innego.