- Daj mu parę dni - rzuciła cierpko Rainie. - Kiedyś też nie przeklinał

Ale nie potrafiła dłużej skupić się nad tą myślą. - Zwolnij - ostrzegł ją. - Tu droga jest zdradliwa. Przytaknęła, marszcząc brwi i ze wszystkich sił próbując się skoncentrować. Kierownica w jej dłoniach wydawała się śmieszna. Taka okrągła. Dziwne... Postanowiła przyhamować. Zamiast tego wcisnęła gaz. Samochód gwałtownie przyśpieszył. - Przepraszam - mruknęła. Świat znów zaczynał wirować. Nie czuła się dobrze. Miała wrażenie, że zwymiotuje albo zemdleje. Albo jedno i drugie. Gdyby tylko mogła zamknąć oczy... Szosa pędziła prosto na nią. Szarpnęło. Pasy. Powinna zapiąć pasy. Sięgnęła i chwyciła za klamrę. Pociągnęła. Pas wyciągnął się luźno. Racja. Popsuty. Trzeba go naprawić. Któregoś dnia. Dzisiaj. Gwiazdy po kolei znikały, niebo zaczęło jaśnieć. Niedługo wzejdzie słońce. Teraz potrzebowała tylko, żeby mała dziewczynka zaśpiewała: „Jutro, jutro, zawsze jest jutro..." - Zwolnij - powtórzył. - Przed nami ostry zakręt. Popatrzyła na niego odrętwiała. Miał w oczach dziwny błysk. Podniecenie. Nie rozumiała. - Kocham cię - usłyszała swoje własne słowa. - Wiem - odparł. Wyciągnął rękę, oparł dłoń o kierownicę. - Słodka http://www.pappatore.pl Mówi detektyw Lorraine Conner. Przesłuchuję Daniela Jeffersona O’Grady, podejrzanego o zamordowanie we wtorek piętnastego maja dwutysięcznego roku trzech osób w szkole podstawowej K-8 w Bakersville. Asystuje mi detektyw Luke Hayes. Obecny jest również prokurator okręgowy Charles Rodriguez. O’Grady’ego pouczono o jego prawach. Zrezygnował z obecności adwokata. Jest godzina szesnasta czterdzieści siedem. CONNER: Danny, możesz nam powiedzieć, co się dzisiaj stało w szkole? Cisza. CONNER: Danny, słyszysz mnie? Zrozumiałeś pytanie? Cisza CONNER: Jaki mamy dzisiaj dzień, Danny? Chwila przerwy. O’GRADY: Wtorek CONNER: Bardzo dobrze. We wtorki chodzi się do szkoły?

- Nie. Jestem zbyt mądry, żeby pytać kobietę o wiek. - Z pewnością można by to sprawdzić w papierach. Mam na myśli akta personalne. - Tak, można by, ale wyjechała z naszym byłym szeryfem Shepem O'Gra¬ dym. Musiałby pan poprosić jego. No, ale już go tu nie ma. Teraz mieszka gdzie indziej. Sprawdź – Lepiej się poczujesz, jeśli uderzysz żonę, Shep? – zapytała cicho Sandy. – A może teraz, w tym właśnie momencie, zaświta ci, co się z nami stało? Shep zadrżał. Powoli opuścił rękę. – Staram się – ciągnęła martwym głosem. – Staram się jak nigdy, żeby nasza rodzina się nie rozpadła. Ale dłużej już nie mogę. Nie udało nam się, Shep. Gdzieś po drodze zbłądziliśmy, Danny zbłądził, a biedna Becky... Bóg jeden wie, co się z nią dzieje. Zdaje się, że mamy dwie możliwości. Możemy udawać, że to tylko tragiczne nieporozumienie i nie zdziwić się zbytnio, kiedy zadzwonią do nas z informacją, że nasz syn nie żyje. Albo możemy zapomnieć o tym, co chcielibyśmy uznać za prawdę, i stawić czoło temu, co się rzeczywiście stało. Danny jest zamieszany w morderstwo. Danny nie umie kontrolować złości. Danny ma silne zaburzenia emocjonalne. Ale jednocześnie jest dobrym chłopcem – czy to ma jakiś sens? A poczucie winy nie pozwala mu żyć. Jeśli nie pomożemy naszemu synowi, żeby zaczął mówić, i to szybko, on chyba tego nie wytrzyma. Albo w końcu znajdzie sztućce,