opadła na dywan. Gdy je otworzyła, aż pisnęła z zachwytu.

prestiżowej lokalizacji. Skarciwszy się w duchu, przyglądała się domowi. Przychodziło jej do głowy tylko jedno słowo. Doskonały. Położony z dala od ulicy i częściowo zasłonięty ogromnymi sosnami, zbudowany z naturalnego kamienia, stwarzał iście bajeczną scenerię. - W porządku, ciociu Hattie. Miałaś rację. Nie należy sądzić po pozorach - powiedziała sama do siebie Malinda. Rozmiar i lokalizacja domu były dowodem, że Jack Brannan jest człowiekiem sukcesu. To nieładnie się gapić. Malinda aż podskoczyła. Ciociu, pomyślała, naprawdę jesteś niemożliwa. Wysiadła z samochodu i ruszyła ku wejściu. Drzwi frontowe otworzyły się i stanął w nich jakiś chłopiec o posępnej twarzy. Malinda domyśliła się, że to najstarszy, ośmiolatek, o którym mówił Jack. Z głębi domu dochodził podniesiony damski głos, wyraźnie zdenerwowany. Malinda uśmiechnęła się i wyciągnęła do dziecka rękę. http://www.pracedekarskie.com.pl/media/ Jego ton działał na nią kojąco. Poczuła ulgę. On ją znajdzie, ale mimo to nie mogła siedzieć w miejscu i czekać. Ruszyła na kolejny obchód domu. Richard wziął latarkę i wyszedł na schody dla służby. Zszedł o piętro niżej, a potem w górę, innymi schodami, do innej części domu. -Kelly?! Kelly?! - wołał. -Tatuś? - nagle dziewczynka odezwała się. -Nie ruszaj się, myszko. Zaraz po ciebie przyjdę. - Boję się - wyszeptało dziecko. Jej kotka zamiauczała. - Wiem, skarbie. Cały czas do mnie mów. - Richard wspinał się wąskimi schodami. - Widzisz światło latarki?

– Przemyśl to, Kate. Przecież nie masz nic do stracenia. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY Nie mam nic do stracenia, pomyślała Kate w sobotni poranek. Richard wyszedł na golfa, a ona ruszyła z Emmą na wykład Luke’a. Czterdzieści minut później znowu znalazła się przed drzwiami swego Sprawdź zwracała na niego uwagi. Przecież wybrała ciebie. Richard znowu się zaczął nad tym zastanawiać. Nie zdziwiła go reakcja Kate, kiedy zapytał ją, czy wyszła za niego dla pieniędzy. Oczywiście zaprzeczyła. Poczuła się dogłębnie urażona. Richard chciałby jej wierzyć, ale głos wewnętrzny podpowiadał mu, że być może właśnie o to jej chodziło. – Na studiach Luke nie miał ani centa, a teraz jest sławny i bogaty. Nawet zapraszają go do Hollywoodu. Udało mu się ze mną wygrać nawet bez rodzinnych koneksji i stosunków, pomyślał rozdrażniony. Zawsze mu to mówił, ten cholerny samochwała. Richard nienawidził sukinsyna, nienawidził bardziej niż kogokolwiek. – Miał szczęście. – Odstawił kawę na stolik i zaczął przechadzać się po pokoju. – Cholerne szczęście – powtórzył. – Inaczej nigdy nie stałby