– Tak? A mnie się wydaje, że coś zalewasz. Zsiadaj no prędko, kochasiu, i ręce do góry.

zrozumiałe? Detektyw Albright podniósł głowę i popatrzył na nią z ciekawością. Człowiek z Cro-Magnon zareagował prostolinijnie i spytał: - Co? - Proszę się przyjrzeć temu domowi, całemu miejscu tej zbrodni. Wszędzie jest krew i dowody strasznej walki. A teraz proszę popatrzyć na agenta 118 Quincy'ego. Jego garnitur jest czysty, buty wypolerowane, a na rękach i twarzy nie ma ani jednego zadraśnięcia. Czy to nic panom nie mówi? - Brał lekcje u O. J. Simpsona - stwierdził człowiek z Cro-Magnon. Rainie westchnęła. Zwróciła się do Albrighta, który wydawał się mieć więcej zdrowego rozsądku. Była prawdziwie zaskoczona, że mniejszy i mniej groźny facet nie był przekonany. Dlaczego? Popatrzyła na Quincy'ego. Niestety, on wpatrywał się w przeciwległą ścianę, na której na żółtym tle kwitły niebieskie i fioletowe kwiaty. Spojrzała na agentkę Rodman, ale ona też odwróciła wzrok. Federalni coś wiedzieli. Na pewno Quincy i Glenda. Ale nie chcieli ujawnić tego miejscowej policji. Boże, na ile zła mogła być jedna noc? I co zrobiłby Quincy, gdyby mu powiedziała, że ten sam człowiek, który teraz zabił Bethie, czternaście miesięcy wcześniej najprawdopodobniej zabił jego córkę? http://www.pracowniaemg.com.pl/media/ pieprzonego białego krzyża". Dlaczego biały krzyż? Rainie zamknęła oczy. Wyobraziła sobie biały krzyż i aż ścisnęło ją w dołku. Zrozumiała, że nie powinna siedzieć w tym głupim motelu. Ni powinna tu siedzieć, udając, że biznes to biznes. Powinna być w domu Quincy'ego. Powinna tulić go tak delikatnie, jak kiedyś on tulił ją. - Arlington - powiedział zdecydowanie. - Ten człowiek nie tylko podał mój numer. Przynajmniej jednemu więźniowi powiedział, gdzie jest grób mojej córki. Sukinsyn. - Głos mu się załamał. - On wydał Mandy. Rainie czekała. Głos Quincy'ego brzmiał już trochę lepiej. Czuła, jak bierze się w garść, jak wraca jego opanowanie i pewność agenta federalnego. Cóż, potrzebował masek, tak samo jak ona. Zdziwiła się, jak bardzo zabolało ją zrozumienie tego faktu. 62

a mniejszy i mniej groźny facet robił świetne notatki. - Na czym skończyliśmy? - spytała Rainie, siadając na łóżku, jakby miała do tego pełne prawo. Na ustach stojącej w drzwiach agentki specjalnej Rodman pojawił się lekki uśmiech. - Próbujemy ustalić alibi... - Chce pan powiedzieć, że agent FBI jest podejrzany? - Rainie obdarowała Sprawdź - I po to zaszlachtowałbym własną rodzinę? Piętnaście minut, Glenda. Proszę cię, uciekaj z mojego domu. Błagam! Uciekaj z mojego domu! - Nie mogę - wyszeptała. - Dlaczego? - Bo... myślę, że ktoś już tu jest. - Och, Glenda! - Usłyszała jego niespokojne westchnienie. Mówił do kogoś, zasłaniając słuchawkę. Usłyszała, jak odpowiedział mu kobiecy głos. Lorraine Conner. A więc oboje siedzieli w tym po uszy. Glenda pierwszy raz zmarszczyła brwi. Robili to razem? Co razem? Mordowali jego rodzinę? Grozili znajomej agentce? To wszystko było bez sensu. I kto przysłał papier za sto dolarów? Geniusz przestępczy, który był wyzywająco głupi? Z telefonem w dłoni wyszła z gabinetu i weszła do kuchni. Stamtąd lepiej