Jej torebka! O Boże.

- Przestań. - Co mam przestać, gwiazdo? - Używać takich wyrazów. - Jak „pierdolić gwiazdę"? - Christopher, proszę! - Lizzie wywinęła się spod niego. - Dokąd to, pierdolona gwiazdo? - Gdziekolwiek byle z tego łóżka. - O, nie! Nic z tego, moja mała niedoruchana celebrytko! Obrócił się na bok, zagradzając jej drogę, a kiedy próbowała wydostać się drugą stroną, chwycił ją za ramiona i unieruchomił. - To nie jest zabawne - stwierdziła, patrząc na niego ze złością. - Puszczaj! - O Boże! O Boże, Lizzie, jak ty cudownie wyglądasz! - Puść mnie w tej chwili! - zaczęła mu się wyrywać. - O tak! - wykrzyknął, siadając na niej okrakiem. - O tak, moja Lizzie! Próbował ją pocałować, ale odwróciła twarz. Wtedy ugryzł ją w szyję. http://www.prooptyk.pl „ofiara" w wypadku pani Bolsover znakomicie odpowiadało jej sytuacji na długo przed zabójstwem. - Jak dawno pan ją znał? Rozumiem, że to raczej nie ma nic wspólnego z pańską firmą. Pan Novak wspomniał, że sprawa ma charakter nieoficjalny. - Coś w tym rodzaju. - Uśmiechnął się lekko. - Poznałem ją w sierpniu, chociaż już miesiąc wcześniej zwrócono mi na nią uwagę. Gdyby nie Ust anonimowy, pani inspektor, pewnie nawet nie wiedziałbym o jej istnieniu. - I na widok sceptycznej miny swego gościa dodał: - Wiem, tak samo się czułem, kiedy go otrzymałem. - Dostaje pan regularnie takie listy? - spytała podchwytliwie

potem świadomość, że kilka kilometrów dalej ekipa policyjna przeszukuje mu dom, zaczęła mocno Patstonowi ciążyć. - Chcę jechać do domu - powiedział Keenanowi w kuchni, kiedy Sandra poszła na górę do Iriny. - Czy nie wystarczy tego koszmaru? Czy naprawdę muszę Sprawdź Te złociste włosy i ironicznie zwężone oczy rozpoznałabym wśród tysiąca innych. Len!!! Ale jak?! Czasu na wyjaśnienia i szczęśliwe uściski nie było. W tym samym momencie wyciągnęłam raptownie z kieszeni paczuszkę z proszkiem z żuczkojada, na oślep rozdarłam opakowanie i rzuciłam je w powietrze. Co tu się zaczęło dziać! „Wampiry” znajdujące się najbliżej nas zapiszczały z bólu, porzuciły broń i zaczęły obracać się w kółko, rozrywając paznokciami swoje ciała. Rolar zręcznie przedostał się przez otaczający go pierścień łożniaków, poturlał po ziemi, kopnął doradcę w pachwinę i w locie złapał swój miecz, który wypadł z bezwładnej ręki. Sekundę później stał ramię w ramię z Lenem i Orsaną, którzy teraz rąbali na kawałki metamorfy, które uniknęły styczności z żuczkojadem. Tych było niedużo. Ja, która kucnęłam po środku wojennej zawieruchy, nie przestawałam bombardować najbardziej żywotnych wrogów krótkimi salwami zaklęć. Teraz wiedziałam z czym mam do czynienia, więc pachy (takie stworzenia – przyp. red) i zajączki wiały na wszystkie strony. Na świętowanie zwycięstwa nie było czasu. Ze wszystkich stron napływały nowe oddziały wroga. Pierwsze trupy zaczęły się rozkładać, rozpływając się na gołej ziemi. Pod nogami od razu zrobiło się ślisko. Tylko Lereena, nieustannie mrugając oczyma, rozglądała się wokół z wyrazem bezgranicznego zdziwienia na bladej twarzy. - Do świątyni! – pierwszy połapał się Rolar. Chwyciwszy Władczynię za rękę, tak nonszalancko pociągnął ją za sobą, że ta nieomal uderzyła w zapaskudzoną belkę. - Co... jak możesz... impertynent! – zawyła Władczyni. Na dalsze sprzeciwy Lereena nie miała czasu – Rolar nadal wlókł ją do świątyni, wyciągnąwszy przed siebie rękę z mieczem. Len i Orsana ubezpieczali go po bokach, blokując uderzenie przeciwników, albo odpychając nogami leżących, bezwiednie miotających się po placu. Zatrzymałam się i starannie plotłam zaklęcie. Ognisty półokrąg spalił dobrą jedną trzecią placu. Ogromne drzewo, które płomień walnął w korzeń, z trzaskiem upadło na najbliższy dom, miażdżąc ściany jak papier. Dogoniłam przyjaciół przy samym progu świątyni. Len i Orsana zatrzasnęli drzwi od razu za moimi plecami i założyli je belką. Nabrawszy tchu, ustawiliśmy się przyjaciel na przyjaciela. Zauważyłam, że wampiry i najemniczka nie mają zamiaru opuszczać obroni. Pod ich wzrokiem Lereena zwinęła się w kulkę, przeciwnie kręcąc głową: - Nie, nie! Nie wiedziałam! Naprawdę! Nie jestem z tym związana! Rolar co tu się dzieje? Wampir bez szacunku splunął na podłogę. - Co się dzieję? Co się dzieję?! Święta naiwności! Kto tu jest Władczynią? Ty czy ja? Idź i zapytaj swojego nowego doradcy, jeżeli nie możesz skorzystać ze swojego daru!