– Daruj sobie, Valdez. To już koniec.

leży w grobie Jennifer. Nieważne, czego się dowiedzą, jedno przynajmniej będzie jasne... Nad ranem, zanim zasnął, zadzwonił do Montoi i poprosił, żeby ten zaglądał do Olivii do jego powrotu. Następnie skontaktował się z Melindą Jaskiel, szefową, i poprosił o nadzór domu. Choć formalnie mieszkali poza granicami Nowego Orleanu, miał w wydziale tylu przyjaciół, że na pewno do niej zajrzą. O1ivia oczywiście się wścieknie. Uważała, że sama potrafi o siebie zadbać, ale sytuacja się komplikuje i nie podobało mu się, że jest tam sama. Co z tego, że od serii zabójstw dzielą ją niemal trzy tysiące kilometrów. Zanim zasnął, pomyślał, że to załatwi sprawę i zapewni jej bezpieczeństwo. Ale po kilku godzinach snu uznał, że musi tam wrócić, upewnić się, że nic jej nie grozi. To nie tak, że ucieka z Kalifornii, ale musiał mieć pewność, że O1ivii nic nie jest. Kto wie, co takiemu psychopacie chodzi po głowie? Przecież do niej wydzwania... Nie będzie ryzykował. Poleci do domu, zobaczy się z żoną. Będzie się z nią kochał. Poczuje jej bliskość. Pomyślał nawet przelotnie o jej marzeniu, o tym, żeby mieli dziecko, i po raz kolejny dokonał szybkich obliczeń. Będzie po sześćdziesiątce, gdy jego dziecko skończy studia. I co z tego? Za dziesięć, piętnaście lat możesz przejść na emeryturę i rozkoszować się dorastaniem dzieciaka. Czy to takie złe? Nie. Ale prawda jest taka, że nie dopuszczał nawet myśli o emeryturze. I tak samo nie mieściło mu się w głowie, że zaczyna nowe życie z małym dzieckiem. http://www.prooptyk.pl/media/ jest w stanie to zrobić. – Nie – szepnęła. Z trudem trzymała się na nogach. – Błagam, nie. – Ależ tak. „Merry Annę” wypłynie w morze po raz ostatni. Z tobą pod pokładem. – Ponownie spojrzała w kamerę i mówiła do Bentza: – Zadbam, żeby łódź tonęła powoli. Kamera przez cały czas będzie rejestrowała twoją żonę, więc zobaczysz, jak klatka wypełnia się, powoli, ale stale. Najpierw będzie jej zimno, będzie drżała, przerażona myślą, że stąd nie ma ucieczki, ale desperacko będzie szukała wyjścia. Będziesz widział jej panikę i słyszał jej krzyki, zobaczysz ze szczegółami jej żałosne wysiłki, by zaczerpnąć jeszcze jeden haust powietrza. Będzie unosiła usta i nos nad wodę, aż w końcu wciągnie wodę w płuca i pogodzi się ze śmiercią. Zobaczysz przerażenie w jej oczach, Bentz, i będziesz wiedział, że jej los był w twoich rękach. – Nie! Błagam! – O1ivia wpadła panikę. Musi ją powstrzymać. – Nie możesz – mówiła bez namysłu. – Ja... jestem w ciąży. – Psychopatka nie zabije nienarodzonego dziecka. – Niemożliwe. – Wstrząsnęło nią to wyznanie. – Bentz jest bezpłodny.

– Więc Bentz bierze nogi za pas – zagadnął Bledsoe. Dogonił Hayesa na klatce schodowej. – Nie podoba mi się to... ani trochę. – Nie podobało ci się też, kiedy był w mieście. Spójrzmy prawdzie w oczy, Bledsoe, w związku z nim nic ci się nie podoba. – To kawał drania i w ogóle niepotrzebnie tu przyjeżdżał. Ale to było, zanim wydarzyły się te wszystkie morderstwa. Teraz uważam, że powinien zostać. Sprawdź Adam zadbał też o Oskara, dawał mu jeść i wyprowadzał na spacery. Ale Caitlyn nie ufała mu. Jeszcze nie. Wciąż mu nie przebaczyła. To prawda, nadal dręczyło ją podejrzenie, że w innych okolicznościach nawet mogłaby się w nim zakochać... ...ale okoliczności były takie, jakie były. Nie mogła zapomnieć, że Adam jest wierutnym kłamcą. Perfidnym. Była dla niego tylko interesującym, wyjątkowym przypadkiem. Gdyby napisał o niej książkę, o jej dziwacznej chorobie, mógłby zyskać sławę i pieniądze. Jeśli jego zainteresowanie nie wynika z tego, że jest chciwym sukinsynem, to być może wysiaduje w szpitalu z poczucia winy. Nie bez wysiłku włożyła krótkie spodenki i koszulkę. Jeszcze przez kilka tygodni będzie musiała nosić na brzuchu opatrunek, ale dren został już usunięty, a lekarze ocenili stan jej zdrowia jako dobry. Kondycja psychiczna to zupełnie inna sprawa. Od lat jednak nie czuła się tak silna psychicznie jak teraz, osobowość Kelly nie dawała już o sobie znać... ale za to wyostrzył jej się język, stała się bardziej uparta, co było wyraźną pozostałością po silnym charakterze Kelly. Szczęśliwie Hannah będzie żyła. Nielicznym Montgomerym udało się uniknąć losu, jaki zgotowała im Amanda-Atropos. W drzwiach pojawiła się pielęgniarka z wózkiem. Spodziewając się protestów, powiedziała stanowczo: - Takie są zalecenia szpitala. Czy ktoś po panią przyjedzie? - Mój brat ma tu być o dziesiątej. - Adam zaproponował, że ją odwiezie, ale odmówiła. Wolała, by przyjechał po nią Troy. - Więc lepiej chodźmy już. - Pielęgniarka spojrzała na zegarek. - Jest już pięć po. Salowa ze strzechą mocno skręconych włosów upiętych spinkami pozbierała osobiste rzeczy Caitlyn, pocztówki i kwiaty i położyła na wózku. Caitlyn wciąż brała środki przeciwbólowe i nasenne. Wciąż śniły jej się koszmary i lekarz polecił jej pewnego psychiatrę. Pierwsza wizyta miała się odbyć za ponad tydzień. Zastanawiała się, czy to się kiedyś skończy, czy kiedykolwiek odzyska równowagę. Po tym, co przeszłaś, to raczej mało prawdopodobne... nie śpiesz się. Jadąc na wózku, zastanawiała się nad tym, co się stało w ciągu ostatnich dziesięciu dni. W windzie zadała sobie pytanie, czy kiedykolwiek będzie mogła o tym wszystkim zapomnieć. Boże, jak trudno przyjąć, że Amanda to Atropos, morderczyni, która zabiła tyle osób. Josha. Jamie. W tyle rzeczy trudno było jej uwierzyć... że Rebeka Wade chciała napisać o niej książkę, że Adam był mężem Rebeki, że Amanda chciała ją wrobić. Ukradła jej szminkę, wyciągnęła z kontaktu wtyczkę zegara, wykradła króliczka, przez telefon udawała Jamie i próbowała doprowadzić Caitlyn do szaleństwa - do jeszcze większego szaleństwa. I wciąż ją bolało, że Adam tak ją okłamywał. Na samą myśl gotowała się ze złości. Nie roztrząsaj już tego. Patrz przed siebie. Daj Adamowi szansę. Prychnęła z odrazą. Adam ją okłamał. Wykorzystał. Tak jak wszyscy mężczyźni w jej życiu. Ale od pewnego czasu nie odstępuje cię ani na krok. Czy to nic nie znaczy? To był jej głos, nie brzmiał już jak głos Kelly. Caitlyn zastanawiała się, czy kiedykolwiek należał do Kelly. Kelly nie żyje. Chociaż jej ciała nie znaleziono, wszyscy pogodzili się z tym, że zginęła. Tylko Caitlyn nie chciała tego zaakceptować. Powiedziano jej, że czekają 222 ją lata terapii i że w końcu uda jej się wchłonąć osobowość Kelly. Trochę to potrwa, ale wreszcie stanie się jedną osobą, szczęśliwą i pewną siebie. Winda zjechała na parter, drzwi otworzyły się i Caitlyn zamarła. W holu szpitala, koło drzwi czatowało dwóch reporterów: Max O’Dell ze stacji WKAM i Nikki Gillette. Świetnie. Właśnie tego potrzebowała. Dziennikarze dojrzeli ją w ułamku sekundy i rzucili się jak hieny. - Pani Bandeaux, czy mogę z panią porozmawiać? - Dużymi krokami, z czarującym uśmiechem zbliżał się Max. - Wie pan, jaki jest regulamin szpitala - odezwała się pielęgniarka. - Bez komentarza. - Caitlyn odpowiedziała chłodno na jego uśmiech. Potem zwróciła się do Nikki, która z plecakiem zarzuconym na ramię szła szybko w jej kierunku. - Pani też to dotyczy. Pielęgniarka wypchnęła wózek przez szklane drzwi. Max i Nikki niezrażeni dreptali za nią. Caitlyn z trudem powstrzymała się, żeby nie zrobić awantury. Na zewnątrz czekał Adam, opierał się o swój samochód. Miał na sobie dżinsy i znoszoną skórzaną kurtkę, na widok Caitlyn uśmiechnął się lekko. Otworzył drzwi od strony pasażera. - Chwileczkę, gdzie jest Troy? - zapytała. - Coś zatrzymało go w banku. - Niemożliwe? Rozmawiałam z nim zaledwie godzinę temu. Oczy Adama zabłysły figlarnie. - Wypadło mu coś w ostatniej chwili. - Bzdury. - Powiedział dokładnie to samo. - Chyba powinniśmy do niego zadzwonić. - Moja komórka jest w samochodzie. - Świetnie, możesz mi ją dać? - zapytała i zorientowała się, że pielęgniarka traci cierpliwość, a salowa już postawiła wózek z kwiatami i prezentami obok bagażnika. W pobliżu krążyli Max O’Dell, Nikki Gillette i kamerzysta, obserwując uważnie całą scenę i na pewno wietrząc sensację. - No chodź, nie gryzę. - Uśmiechnął się lekko. - To znaczy zwykle nie gryzę. - Ale może ja gryzę? - O, ty z pewnością. Spojrzała na niego uważnie. - Bardzo śmieszne. Czy kamerzysta to filmował? Na miłość boską! - Nie ma nic ciekawszego niż moje wyjście ze szpitala? - zapytała Maksa O’Della, a potem zwróciła się do Adama. - Zmieniłam zdanie. Jedźmy. Pomógł jej wsiąść do samochodu, a ona zaczęła się zastanawiać, czy właśnie nie popełnia największego błędu w życiu. Biorąc pod uwagę twoją przeszłość, byłby to niezły wyczyn. Daj mu szansę. Po prostu wysłuchaj go. Co masz do stracenia? Patrzyła jak wsiada do samochodu i przekręca kluczyk. Pachniał skórą i delikatną męską wodą kolońską. Przypomniała sobie, jak się całowali, przypomniała sobie dotyk jego ust, ale szybko odpędziła od siebie te wspomnienia. 223 - Ciekawe, czy uda nam się zgubić dziennikarzy - powiedział, wcisnął pedał gazu i wyjechał z parkingu. Zapadła się w wygodny skórzany fotel, zbyt zmęczona, żeby toczyć boje. Patrzyła przez szybę na słoneczne ulice i zastanawiała się nad swoimi uczuciami. Czy popełniłaby błąd, gdyby się w nim zakochała? Czy on może złamać jej serce? Daj spokój. Twoje serce zostało złamane już dawno temu. Jeśli okaże się nic niewart, wyrzucisz go na zbity pysk. No, Caitie-Did. Zaryzykuj. Wydawało jej się, że znów słyszy rady siostry, i pomyślała, iż od czasu do czasu nie zaszkodzi wyobrazić sobie, że z nią rozmawia. Czasami musi sobie o niej przypomnieć. Przypomniała więc sobie, jak w dzieciństwie Kelly namawiała ją do wspinania się po drzewach, pływania na głębokiej wodzie, jak się z niej wyśmiewała i droczyła się z nią. Wyglądały tak samo, a były tak różne. Kelly odważna i wysportowana jak Amanda, a jed-nocześnie kobieca i krnąbrna. Tego dnia, kiedy zdarzył się wypadek, była tak pewna siebie, taka swobodna... Dobrze, że Caitlyn to wszystko pamięta. Wystarczy tylko się pilnować i nie przekraczać pewnej granicy. Do diabła, Caitie-Did, zdawała się mówić Kelly, daj Adamowi szansę. Jesteś idiotką, jeśli nie widzisz, że cię kocha. Caitlyn spojrzała na niego. Założył okulary i mknął między samochodami. Zdawało się, że poczuł na sobie jej wzrok, bo usta mu zadrgały, wziął ją za rękę i uścisnął krótko. Głupie serce zabiło jej mocniej. - Zajmij się jazdą - powiedziała. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - No pewnie. Zaśmiał się i ona też. Może jednak nie był wcale taki zły. Czas pokaże. - Więc to już koniec. Sprawa Bandeaux jest oficjalnie zamknięta - powiedziała tydzień później Morrisette, wkraczając do gabinetu Reeda. Machała czekiem i uśmiechała się szeroko. - Co to? - Reed odchylił się na krześle. - Pieniądze od Barta. Możesz uwierzyć? Dał pieniądze na dzieci. Po raz pierwszy od lat! - Klapnęła na brzegu biurka i włożyła czek do kieszeni. - Wygrał na loterii? - Mniej więcej. Zmarła jego ciotka i zostawiła mu trochę pieniędzy. Zrobił to - wyciągnęła czek z kieszeni i znów nim pomachała - zanim zdążył wszystko przeputać i zanim kupił sobie nowego pikapa. Odezwało się w nim sumienie i postanowił uregulować wszystkie zaległości, żeby prawnicy nie dobrali mu się do tyłka. Prawdziwy rycerz. Powiedziałam rycerz? Chciałam powiedzieć sukinsyn. Palcami przeczesała sterczące włosy. - Więc wszystko już jasne w sprawie Montgomerych? - Tak sądzę. Mamy jeszcze papierkową robotę do zrobienia, ale sprawa jest zamknięta. Osoba, którą wyłowiliśmy z rzeki, to rzeczywiście Marta Vasquez. Matka zajmuje się jej pogrzebem. Rozmawiałem z nią przez telefon i opowiedziała mi wszystko. Powiedziała, że raz przespała się ze swoim szefem. Gdy Morrisette uniosła brwi, Reed wzruszył ramionami. - Raz, tak przynajmniej twierdzi, ale przecież to bez znaczenia. Chodzi o to, że nikt nie przypuszczał, że Marta Vasquez jest kolejnym nieślubnym dzieckiem Camerona. Jezu, czy 224 ten facet naprawdę musiał co chwilę ściągać portki? - Marta była kolejną osobą do podziału majątku starego - trochę się spóźniła. O tym, że Cameron jest jej ojcem, Lucille powiedziała jej przez telefon dopiero w zeszłym roku, w grudniu. - Nie podzieliła się tą wiadomością z Montoyą? - Nikomu nie powiedziała. Tylko Amandzie, ponieważ Amanda pracowała w firmie prawniczej zajmującej się majątkiem Camerona. - Reed przeciągnął się i rozprostował plecy. - Gdzie jest Montoyą? - zapytała Morrisette jakby nigdy nic, ale Reed wiedział, o co jej chodzi. W ciągu tych kilku krótkich dni, które Montoyą spędził w Savannah, widać było, że Morrisette jest nim wyraźnie zainteresowana. Na tym polegał jej problem; zarzekała się, że już nigdy więcej, a potem zakochiwała się pierwszym z brzegu facecie. Reed miał dla niej złą wiadomość. - Montoyą już wyjechał. Morrisette przejrzała raporty rzucone na biurko i jeśli nawet poczuła się rozczarowana, to nie dała tego po sobie poznać. - Wspomniał, że będzie chciał wziąć sobie trochę wolnego. Musi jeszcze tylko przekonać szefostwo. - Dlaczego nie wróci tutaj? - Pewnie z powodu złych wspomnień. - Tak, ale jakaś kobieta mogłaby mu pomóc zapomnieć o Marcie. Reed spojrzał jej prosto w oczy. - O ile jakaś kobieta nie zaangażuje się zbytnio w związek z facetem młodszym od niej o dziesięć czy dwanaście lat. - Albo siedem. - Tak, albo siedem. Oczy Morrisette zaiskrzyły, ale zdecydowała się zmienić temat. - Słyszałam, że Dickie Ray Biscayne wciąż walczy o swoją część majątku Montgomerych. Nadal płaci Flynnowi Donahue. Teraz chce również dostać część Cricket i Sugar, a może nawet i część należącą do Amandy. Wiele się nauczył od Josha Bandeaux na temat pozwów sądowych. - Pazerny sukinsyn. - Jak oni wszyscy - powiedziała Morrisette. - Ian Drummond, mąż Amandy, otrzymał propozycję sprzedania praw do książki o całej tej historii. Chce również dostać część majątku należącą do żony, chociaż posuwał Sugar Biscayne. Jak na faceta, który właśnie stracił dwie kochanki, to nieźle potrafi zatroszczyć się o własną kieszeń. Widać pieniądze leczą złamane serca. - O tym nie wiedziałem. - Hannah planuje się przeprowadzić. Zacząć wszystko od nowa. Zapomnieć o wszystkim. Jeśli to możliwe. Reed skinął głową. - Rozumiem ją. Miała romans z Bandeaux. Potem jej siostra próbowała ją zabić. - Potrząsnął głową. W Savannah wybucha wiele skandali, ale żaden nie może się równać z wydarzeniami ostatnich dni. - Do diabła, nawet Rebeka Wade się w to wmieszała. - I przypłaciła to życiem. 225 - No, Amanda dotarła do niej jak po sznurku. - Nomen omen - powiedziała Morrisette i Reed przypomniał sobie nożyczki chirurgiczne i splecione nici Atropos. - Psychopatka! Zabijała dla pieniędzy. - Nie. - Reed pokręcił głową. - Zabijała dla samego zabijania. - Pomyślał o tych, którzy zginęli, o tym, jak cierpieli, ile wysiłku Amanda jako Atropos włożyła w ich uśmiercenie. - Dawało jej to niezłego kopa. Udowadniała, że jest bystrzejsza od innych, że zasługuje na majątek starego. Kochała to, podniecało ją to. Morrisette skinęła głową. - Rozumiem. Szkoda. Kurewsko szkoda. - Morrisette sumiennie odkładała pieniądze do cholernej skarbonki, ale nic to nie pomagało. Przynajmniej dzieciaki będą miały zapewnione przyzwoite wykształcenie - do diabła, pójdą pewnie do pieprzonego Harvardu. - Nie zdziwiłbym się, gdyby Adam Hunt napisał książkę. Tę, o której myślała jego była żona - powiedział Reed. - Słyszałem, że wydawcy już węszą koło niego i koło Caitlyn Bandeaux. Mówi się nawet o filmie. Co ty na to? - Ktoś pewnie go nakręci. - Podrapała się w łokieć. - Wiesz co, jeśli Amanda zabijała dla pieniędzy, to wcale jej się nie śpieszyło. Najpierw mały Parker, a reszta dopiero wiele lat później. Nie no, to chyba nie jest normalne. - Nic w tej sprawie nie było normalne. - Reed zastanowił się. - Pomiędzy nami, to myślę, że odbiło jej, to znaczy tak naprawdę odbiło, gdy dowiedziała się, że jej mąż ma romans z Sugar Biscayne. Ale reszty naprawdę nie rozumiem, nie jestem psychiatrą. Czy to nie ironia, że chciała wrobić Caitlyn, wykorzystując jej zaburzenia psychiczne, podczas gdy ona sama była naprawdę niezłym czubkiem? Przecież całe to pieprzenie o Atropos świadczy o tym, że to ona miała rozdwojenie jaźni, no nie? Pozbywając się jej, Caitlyn Bandeaux wyświadczyła podatnikom tego miasta wielką przysługę. - Wyjrzał przez okno. Savannah było jak stara dostojna dama, ciągle miało przed nim jakieś tajemnice. Ciemne, wciąż skrywane sekrety. - Chciałbyś mieć na sumieniu śmierć siostry? - zapytała Morrisette. - Wcale by mi to nie dokuczało. Pamiętaj, że ta siostra zabiła moje dziecko, moją matkę, ojca, męża i parę innych osób. Jak bym się czuł, gdybym skrócił jej cierpienia? - Reed uśmiechnął się szeroko. - Dobrze bym się czuł. Zapewniam cię. - Masz rację. - Ale jestem pewien, że Caitlyn Bandeaux ma przed sobą lata terapii. A może nawet całe życie. - Przynajmniej przeżyła. Słyszałam też, że spotyka się z Adamem Huntem. - Mają romans? Morrisette wzruszyła ramionami. - Przystojniak z niego. - Kto jak kto, ale ty na pewno się na tym znasz. - Amen, bracie. Amen! - Uderzyła dłonią w biurko, gdy nagle zadźwięczał jej pager. - Co znowu? - Spojrzała i zeskoczyła na podłogę. - To niania. Muszę lecieć. Biorę sobie wolne do końca dnia, żeby pobyć z dziećmi. Są już zdrowe, więc pójdziemy na basen. Zrobimy zakupy za pieprzone pieniądze Barta. I nie martw się, kupię kolejną skarbonkę. Stara już jest pełna. - Też świnkę? - A są jakieś inne? Jeśli będziesz czegoś potrzebował, nie dzwoń. - W mgnieniu oka 226