opieki, przebywa obecnie ojciec Marli Cahill, Conrad Amhurst.

bawełnianej koszuli nocnej, której sama nigdy by na siebie nie wło¿yła, Nick nie mógł zapomniec kobiety, która była w srodku. - Jak do tego doszło? - wyszeptał. Zobaczył, jak jej ukryte pod powiekami oczy drgneły. Zdaje sie, ¿e miała byc w spiaczce? Czuł, jak włosy podnosza mu sie na głowie. - Marla? - wyszeptał znowu. Jej imie ledwo przeszło mu przez scisniete gardło. - Marla? Powoli, jakby wiazało sie to z nadludzkim wysiłkiem, Marla otworzyła oczy, najpierw tylko odrobine, potem ciut szerzej. Patrzyła na niego wielkimi czarnymi zrenicami, otoczonymi waskim paskiem zieleni. Serce na moment przestało mu bic. Marla zmru¿yła oczy, zamrugała, ale nie spuszczała z niego wzroku. - Myslałem, ¿e ty... Lepiej zawołam pielegniarke. - Scisnał porecz z taka siła, ¿e a¿ zbielały mu kostki. Uniosła reke, by dotknac jego dłoni, i próbowała cos powiedziec, ale spomiedzy połaczonych drutem zebów http://www.psychoterapeuci-katolicy.pl bok jedno ramie, jakby cos zaczynało docierac do jej swiadomosci. - Marla? - powiedział całkiem głosno, ze złoscia. Teraz musiała ju¿ zareagowac. - C-co? - Zamrugała powiekami i spojrzała na niego zmru¿onymi oczami. - O Bo¿e, ale mnie przestraszyłes. Alex? - Udajac bardzo zaspana, ziewneła i popatrzyła na zegar. - Która godzina? - Pózna. Wiem o tym. Własnie wróciłem. Wydaje mi sie, ¿e ktos był w moim biurze... to znaczy w gabinecie, tutaj, w domu. - Kto? - Ciebie o to pytam. - Nie wiem... o Bo¿e! - Otworzyła szeroko oczy, jakby

całymi dniami. Spedzisz reszte ¿ycia w swoim małym, prywatnym piekle. - Predzej cie zabije! - krzykneła Kylie, spogladajac na guzik alarmu. Wiedziała jednak, ¿e nigdy go nie nacisnie, nigdy nie zaryzykuje ¿ycia swojego syna. Monty patrzył na nia z okrutnym usmiechem. Sprawdź mógł pomodlic sie za nia i jej rodzine. - A znaliscie jej rodzine? Jej córke? - Nigdy nawet nie widziałam Pam - przypomniała Cherise, wygladało tak, jakby grunt pali jej sie pod stopami. Nagle zaczeła sie bardzo spieszyc do wyjscia, widac ta rozmowa była jej bardzo nie na reke. Nick przechylił głowe na bok. - Kiedy przyszłas do mnie do hotelu, nie wspominałas, ¿e mieliscie z nia cokolwiek wspólnego. - Umkneło mi to, po prostu - odparła Cherise. - Pozwij mnie do sadu. Donald spojrzał na nia ostro i Cherise natychmiast spusciła z tonu.