ogromna wdzięczność za ich istnienie. Z każdym dniem coraz

z porozumiewawczym uśmiechem. - Czy przyszedł pan po córkę? - Nie. Chciałbym się widzieć z Malindą Compton. Rozejrzał się po pokoju pełnym chichoczących dziewczynek i plotkujących mam i powstrzymał kolejną falę dreszczy. Naprawdę nie czuł się w swoim żywiole. - Ach tak? Czy był pan umówiony? - Kobieta uniosła brwi. Wciągnął powietrze głęboko w płuca i żeby nie narobić dalszych szkód, znowu wepchnął ręce w kieszenie. - Nie. - Pożałował swej impulsywnej decyzji w sprawie szukania pomocy u panny Compton i odwrócił się, by wyjść. - Może przyjdę innym razem. Kobieta była jednak szybsza i schwyciła go za ramię. - Jestem Cecile, wspólniczka Malindy. To jest Malinda - wskazała stojącą w sąsiednim pokoju kobietę żegnającą się z grupą małych dziewczynek. - Chyba właśnie skończyła lekcję. Patrząc we wskazanym przez Cecile kierunku Jack zobaczył, jak Malinda Compton z uśmiechem przyjmuje http://www.psychoterapeuci.net.pl Cisza. -Nie wyjdziesz z cienia? - prowokowała go Laura. Cisza. -Rozumiem. - Westchnęła głęboko. - Nawet dla mnie? Nawet po tym, co dla mnie zrobiłeś? -Nie. - Mam dość słuchania tego twojego „nie", Richardzie - po wiedziała, starając się zachować spokój. - Tb jedyna odpowiedź, jaką mogę ci dać. Odsunęła jego ręce i przetoczyła się na bok. - Myślałam, że mi ufasz. Ale to najwyraźniej nie jest mo żliwe. Wstała i nie oglądając się na pozostawioną piżamę i szlafrok,

– Czy coś jeszcze? – Tak – powiedział, cofając dłoń i czerwieniąc się. – Jeszcze jedno spóźnienie i wylatujesz. Poproszę moją babkę, żeby zajęła twoje miejsce. Na pewno będzie lepsza. Jasne? Już to widzę, pomyślała. Wredny padalec. – Jasne! Sprawdź jedwabną bluzką. Przymknął oczy i zobaczył ją lezącą w swoim łóżku, z piersiami przysłoniętymi tylko odrobiną koronki. Miękkie, okrągłe, perłowobiałe wzgórki. Do całowania, do pieszczenia. Z westchnieniem otworzył oczy i patrzył na to, czego zobaczyć nie mógł, co jedwabna bluzka tak znakomicie ukrywała. - Hej, tato! - Co, synku? - Z poczuciem winy Jack oderwał wzrok od kuszącej figury Malindy. - Czy możemy wziąć dla bałwana twój rybacki kapelusz? - Jasne. Wisi w szafie w pralni.