- Akurat. Skąd możesz być tego pewna?

- Przedłuża pani własną agonię - stwierdził z błyskiem w szarych oczach. Wzięła głęboki oddech. - Dobrze, Lucienie, pozwolisz mi już odejść? Zwlekał z odpowiedzią przez dłuższą chwilę. - Tak, Alexandro - odparł z lekkim uśmiechem. Sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego z siebie. - Niewiele trzeba, żeby pana zadowolić, milordzie. Niech pan każe wszystkim młodym, niezamężnym kobietom ustawić się w kolejce i wymawiać pańskie imię. W ten sposób od razu wyeliminuje pan te, których akcent się panu nie podoba. Zmrużył oczy. - Proszę iść do mojej kuzynki. Oddaliła się pospiesznie, nim zdążył wymyślić ciętą ripostę. Kiedy podeszła do Rose i obejrzała się, już go nie było. Ostrzegał ją wcześniej, żeby nie igrała z ogniem, lecz ona nadal się z nim drażniła, choć doskonale wiedziała, jakie mogą być konsekwencje. Widocznie chciała się sparzyć. Nie wziął pod uwagę, że nie będzie mógł z nią zatańczyć. Zresztą miała rację. Podobnie jak kuzynka zjawił się tu w celach matrymonialnych. Walc z okrytą złą sławą guwernantką nie wzbudziłby entuzjazmu u młodych dam i ich matek. Mimo wszystko był rozczarowany. Zawsze dostawał to, czego pragnął. W dodatku bardzo go drażniły ciągłe uwagi panny Gallant na temat jego planów małżeńskich. Powinien http://www.psychoterapeuta-kolobrzeg.pl/media/ Delacroix musi być tak szybko zakończona? - Owszem. Sam wkrótce się żenię i chcę się jej pozbyć do tego czasu. - Rozumiem. Przystanęła, ale oparł się pokusie, żeby sprawdzić jej minę. Twarz panny Gallant zdradzała każdą myśl i emocję. - Lordzie Kilcairn... Odczekał całe pięć sekund. - Tak, panno Gallant? - Nie chciałabym... - Dzień dobry, kuzynie Lucienie. Na widok drobnej dziewczyny czekającej przed jadalnią od razu zepsuł mu się humor. - Dzień dobry - odburknął. - Dzisiaj jesteś pawiem? Rose Delacroix miała wetknięte we włosy trzy strusie pióra ufarbowane na niebiesko.

- Świetnie. Dwie minuty, Jenkins. - Słucham, wasza lordowska mość. - Ale, ojcze... - Virgilu, wykrztuś wreszcie, czego chcesz, albo zaczekaj do jutra. Będę wolny między dziesiątą a jedenastą. - Wczoraj widziałem kuzynkę Alexandrę. Sprawdź — Wróciła bez Niani? — Przyszła do domu sama. Wściekłość stopniowo wykrzywiła grube rysy mężczy- zny. — Co się właściwie stało? — To się zdarzyło w parku, podobnie jak wczoraj. Coś zaatakowało Nianię. Zniszczyło ją! Nie do końca rozu- miem, co zaszło, ale to było coś potwornie wielkiego i czar- nego... pewnie jakaś inna Niania. Szczęka pana Casworthy'ego wysunęła się do przodu. Jego nabrzmiała twarz przybrała szpetny, ciemnoczerwony kolor, chorobliwy rumieniec złowieszczo zaczął wypełniać całe oblicze. Nagle obrócił się na pięcie.