na nią tuż koło kolegi. Pozostała dwójka rozproszyła się po salonie, uważnie oglądając kosmetyki i przyrządy. - A-ale… Ja nie życzę sobie was tutaj – powiedział Krystian nieco panicznie. Bał się ich… Szczególnie, że oni nie byli zbyt pozytywnie nastawieni do niego. - Pani nie ma nic przeciwko, prawda? – zapytał ponownie najwyższy, zupełnie jakby był autorytetem w ich małej grupie. - Zadzwonię po policję, telefon mam w dłoni i wystarczy tylko nacisnąć jeden guzik! – ostrzegła, wysuwając dłoń spod czarnego, połyskującego materiału, którym nakrył ją Krystian, aby ścinane włosy spadały na podłogę, a nie na ubranie klientki. Pokazała im komórkę, odwracając się do nich przodem. – To się nazywa napastowanie! Obrażacie go, nachodzicie… Jestem pewna, że da się coś z tym zrobić, a policjanci będą już wiedzieli co! – najwidoczniej improwizowała. Faceci westchnęli ciężko. - Koledzy, nie chcą nas tu, a my się nie pchamy, gdzie nas nie chcą – oznajmił najwyższy, odkładając czasopismo i wstając z kanapy. Krystian aż odetchnął z ulgą. - Ale zapamiętaj, że strasznie denerwujący jesteś! – rzucił na odchodnym facet w czarnej bluzie. – Ciota – skomentował. Rozdział szósty Książę ma rywala? http://www.psychoterapeutawarszawa.info.pl - Rosalie często go dosiada, a moja siostra nie lubi ryzykować. Bella nieznacznie uniosła brwi. - Dziękuję, że wybrałeś dla mnie damskiego wierzchowca. Od razu mi z tym lepiej. Zdawało mu się, że dosłyszał w jej głosie nutkę sarkazmu, gdy jednak na nią spojrzał, nie zobaczył nic poza zwykłym uprzejmym uśmiechem. - Pomyślałem, że moglibyśmy jechać nad morze. - Bardzo chętnie. Ruszyli naprzód wolnym kłusem i nim zdążyli wyjechać poza teren stajni, dwukrotnie zapytał ją, czy jest jej wygodnie. - O, tak. Doskonale - skłamała. Przecież nie może mu powiedzieć, że takie tempo ją nuży i że ma ochotę na ostry galop. - Dziękuję, że mnie ze sobą zabrałeś. Słyszałam, że poranna przejażdżka to dla ciebie świętość. Przyjrzał jej się z uśmiechem, zadowolony, że tak dobrze trzyma się w siodle. - To prawda - powiedział. - Czasem dopiero po godzinie jazdy konnej nadaję się do kontaktów ze światem. Ale to nie znaczy, że od czasu do czasu nie mam ochoty na towarzystwo. Te słowa nie do końca były prawdą. Odkąd Blaque wyszedł z więzienia, wolność Edwarda została poważnie ograniczona. Niemal nie mógł zrobić kroku, by nie natknąć się na ochroniarza. A
tę potyczkę za niego. Jako dżentelmen nie mógł przecież wystąpić przeciw kobiecie. - Całkiem ładna. - W oczach Evy błysnęła nienawiść. - Oczywiście, ty zawsze miałeś dobry gust! Gdzie ją znalazłeś, w rynsztoku? - Ściślej biorąc, pod domem lorda Draxingera - odparła niewinnym tonem Becky i dojrzała, że Alec zaciska dłonie w pięści. - I w dodatku wygadana. Potrafi dociąć lepszym od siebie. Jestem pod wrażeniem! Sprawdź - W jaki sposób? - Carlise nerwowo sięgnął po papierosa. - Za pomocą pieniędzy, a dokładnie mojego honorarium - powiedziała spokojnie. - Kiedy dostanę gotówkę, Blaque będzie nasz. - Sami mówiliście, że to szczwany lis - przypomniał Carlise. - Zgadza się, Wasza Wysokość. - Jak więc masz zamiar go przekonać, że naprawdę zabiłaś moich bliskich? - Jeśli Wasza Wysokość pozwoli, chciałabym coś pokazać. - Bella wstała z miejsca i zaczekawszy na Carlise’a, podeszła z nim do dużego stołu. Tam z pomocą Emmetta rozwinęła zwój papieru. - Z planów dostarczonych przeze mnie Blaque'owi wynika, że w tym skrzydle pałacu znajdują się apartamenty księcia Jaspera - mówiła, wskazując odpowiednie miejsce na planie. - Powiedziałam mu również, że księżniczka Rosalie z rodziną zamieszka tuż obok. - Rozumiem... - mruknął Carlise. - Blaque nie może się dowiedzieć, że w rzeczywistości pańskie dzieci mieszkają w przeciwległej części pałacu, ta zaś, którą mu wskazałam, jest niemal nie wykorzystana. W dniu poprzedzającym bal podłożę tam kilka ładunków wybuchowych. - Bella dotknęła punktów zaznaczonych na czerwono. - W rzeczywistości ładunki będę dużo mniejsze, niż chce Blaque. Oczywiście, eksplozja wyrządzi pewne szkody. Na pewno trzeba będzie potem przeprowadzić remont... - Urwała, widząc, że uniósł brwi. Nie była pewna, czy był rozbawiony, czy zły. - Cóż - powiedział z zagadkowym uśmiechem - przyznaję, że niektóre części pałacu przydałoby się nieco odnowić. - Nie trzeba dodawać, że najpierw trzeba będzie usunąć stamtąd wszystkie cenne rzeczy - wtrącił Emmett. - Ale należy to zrobić bardzo dyskretnie. - Na dziesięć minut przed wybuchem - ciągnęła Bella - pojadę spotkać się z Blaquiem albo jego człowiekiem. Kiedy uzna, że wykonałam zadanie, da mi pieniądze. - A jeśli przedtem zażąda dowodów? - Wzięliśmy to pod uwagę - przyznała. - Będziemy musieli wykorzystać media. Poza tym uzgodniłam z nim, że otrzymam zapłatę zaraz po eksplozji i jeszcze tej samej nocy będę mogła bez przeszkód wyjechać z Cordiny. Blaque zaprosił mnie na rejs swoim jachtem. Mam zamiar przyjąć zaproszenie. - Widząc, że Malori mruczy coś niezadowolony, na chwilę zacisnęła zęby. - Dzięki temu od razu otrzymam pieniądze. Gdyby okazało się, że nie wykonałam zadania, będzie mnie miał pod ręką.