rozmowę, jednak pogaduszki o pogodzie do niego nie pasowały.

Przez chwilę zastanawiała się nad jego słowami. – Ale jak mam znaleźć tych ludzi? – W Nowym Orleanie jest kilka organizacji, które się tym zajmują, jak również specjalizujący się w takich sprawach prawnicy. Osobiście współpracuję z Citywide Charities, bo tę organizację uważam za najlepszą. Przez moment wahała się, a potem niepewnie potrząsnęła głową. – Sama nie wiem... – To najlepsze rozwiązanie, Julianno. Zapewni pani swemu dziecku dostatnie i szczęśliwe życie. – Uśmiechnął się. – Wiem o tym najlepiej, bo sam musiałem adoptować dzieci. – Wziął stojące na biurku zdjęcie. – Całą trójkę – dodał. – Dziewczynkę i bliźniaków. Właśnie przez Citywide. Julianna spojrzała na dzieci i nagle zrobiło jej się gorąco z emocji. Maluchy wyglądały na zdrowe i radosne. – Nadały sens naszemu życiu. Jej oczy znowu napełniły się łzami. – Sama nie wiem, co robić. Myślałam, że teraz... Że po dzisiejszym... – Proszę to dobrze przemyśleć. Nie spieszyć się z decyzją. – Wyjął wizytówkę z szuflady biurka i wstał. – Tutaj ma pani adres i telefon do http://www.recepty.info.pl w powietrzu. Ogień ustał tak nagle, jak się zaczął. John nadal stał o własnych siłach . Słaniał się, wciąż ściskając pistolet i patrząc pustym wzrokiem na Kate. Kiedy to zobaczyła, opanowało ją przerażenie. Przez moment sądziła, że ten facet jest niezniszczalny. Myślała, że to już się nigdy nie skończy. A potem John upadł na ziemię, jak marionetka, której ktoś przeciął wszystkie sznurki. Jego groteskowy taniec dobiegł końca. ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY DZIEWIĄTY Luke wolno otworzył oczy, a potem zmrużył je od światła. Miał sucho w ustach. W głowie szumiało mu jak w ulu. Najpierw dostrzegł kroplówkę, szczeble łóżka i telewizor przytwierdzony do sufitu.

– Proszę pani, skończył nam się keczup! Julianna skinęła głową i przyniosła keczup, a potem jeszcze kanapki i rachunek do kolejnego stolika. Następnie znikła w toalecie, co zdarzało jej się ostatnio dosyć często. Kiedy już sobie ulżyła, spuściła wodę i wyszła z kabiny. Nagle zamarła na widok kobiety o gęstych włosach koloru cynamonu, opadających Sprawdź – Czy coś się stało? Mogę pani pomóc? – Nie, ja... – Zagryzła wargi. – Czy mogłabym to sobie skserować? – Owszem. Po dwadzieścia pięć centów za jedną kopię. Julianna wygrzebała dwie dwudziestopięciocentówki. Jedną na stronę tytułową i nagłówek, a drugą na resztę artykułu. Kiedy dostała obie kopie, podziękowała bibliotekarce i wyszła, przyciskając kartki do piersi. Po jakimś czasie udało jej się dostać do domu, chociaż nie pamiętała, żeby wsiadała do samochodu, nie mówiąc już o samym prowadzeniu. Kiedy tylko przestąpiła próg mieszkania, podbiegła do telefonu. Z bijącym sercem wykręciła numer matki. Usłyszała podwójny sygnał. Cały czas mówiła sobie, że śmierć senatora nie ma nic wspólnego ani z nią, ani z Johnem. A już