nie ma ani Żyda, ani Greka i wszyscy jesteśmy jednym w Chrystusie – powiedział cicho. – A

to wszedłem. I w pracowni komputerowej znalazłem Danny’ego. Z bronią... – Trzymał pistolety? Podnosił z podłogi czy trzymał? – Właśnie podniósł. – Shep! – No dobra! Trzymał broń, do cholery. Trzymał obie sztuki i wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. Gdy wypowiedziałem jego imię, wycelował w moją głowę. – I nic ci to nie mówi? – Spanikował, Rainie! Był przerażony i, do diabła, płakał. Przysięgam ci, że miał łzy na policzkach. Na litość boską, mówimy o Dannym. Chłopcu, który nosił kiedyś twoją odznakę. Tym samym, który lubił bawić się pod biurkami. Tym samym, który zawsze chciał siedzieć obok ciebie przy stole... – Przestań! Nie chcę tego dłużej słuchać. Rainie stanęła na skraju werandy z rękami splecionymi mocno na piersi, żeby się trochę ogrzać. W oddali dostrzegła błysk, jakby księżyc odbił się w kawałku szkła. Zastanowiło ją to. Kiedy próbowała przebić wzrokiem ciemności, drzewa zaszumiały nagle i jakiś duży ptak wzbił się do lotu. – Jeśli Danny ma z tym coś wspólnego – odezwał się za jej plecami Shep – to tylko dlatego, że ktoś go wciągnął. Ostatnio miał... problemy ze sobą. Może jest podatny na wpływy. W wieku trzynastu lat wszyscy chłopcy są podatni na wpływy. – Wiemy o incydencie z szafkami, Shep. I wiemy o Kenyonie. Dla mnie Danny wciąż jest http://www.reologiawbudownictwie.com.pl okazji i dlatego na srebrzystomleczne sklepienie popatrywał mimo wszystko z pewną nadzieją. Na początku mierzei Pelagiusz zgiął się jak najniżej, przylgnął do samej ziemi. Przypadł do wielkiego kamienia i zamarł – zaczął patrzeć tam, gdzie zabójca sprytnie ukrył swoją ławeczkę. Noc z każdą minutą stawała się ciemniejsza. Z początku jeszcze było widać powierzchnię jeziora, które na zaciekłość północnego wiatru dąsało się wszystkimi swoimi zmarszczkami, ale wkrótce odblaski na wodzie wygasły i teraz o bliskości wielkiej wody dawał znać tylko plusk i świeży wilgotny zapach, jakby w pobliżu ktoś rozkroił gigantyczny ogórek. Mniszek siedział skulony i wzdychał z rozczarowaniem. Co tu czekać na Wasiliska? Jak tu chodzić po wodzie, skoro nie leży płasko, tylko staje dęba, przecież cały efekt przepadnie! Prawdę mówiąc, czas było iść sobie, wracać do pensjonatu, ale Pelagiusz wciąż zwlekał, niezdecydowany. Może z uporu, a może instynkt mu coś podpowiadał.

Co do Pelagii, to zgadzając się z Berdyczowskim, że archijerejska inspekcja jest niecelowa, nie widziała też sensu w odkomenderowaniu na wyspę człowieka świeckiego, który, po pierwsze, może nie zrozumieć wszystkich subtelności klasztornej egzystencji i mnisiej psychologii, a po drugie... Nie, ten drugi argument lepiej już przytoczyć dosłownie, żeby obciążyć nim wyłącznie sumienie polemistki. – W kwestiach dotyczących niepojętych zjawisk i duchowego niepokoju mężczyźni są Sprawdź – Komisarz już czeka. Wewnątrz jest chłodno – przyjemna odmiana po ulicznej spiekocie. Ale ten chłód, zamiast orzeźwiać, przypomina tylko o wszechobecnej w tych murach śmierci. Są przecież w ostatnim przytułku wszelkiej maści 73/86 wyrzutków. Tu ich trzymają przed wrzuceniem do bezimiennej mogiły. Mijają kolejne sale. W pierwszej zamaskowani grabarze pakują do trumien wielokrotnego użytku worki ze zwłokami. W kolejnej właśnie skończyła się sekcja. To,