ułagodzi. Nie wolno mu dopuścić, by zaczęła się czegoś domyślać.

burknąć niegrzecznie, żeby się zamknęli, bo gwar mógł wytrącić z równowagi jego partnera. On sam był na hałas niewrażliwy. Nikt w całym westybulu nie pragnął wygranej bardziej od niego. Postanowił sobie już, że nie wyjdzie stąd jako zwyciężony. Z całej siły starał się skoncentrować. Jak dotąd, szczęście mu sprzyjało. A ponieważ potrafił docenić ironię losu, rozbawiło go, że jego partnerem został właśnie Kurkow. Fortuna lubi płatać ludziom figle. Prawdziwym celem Aleca było zniszczenie księcia, lecz choć Kurkow zapewne zrobiłby z nim to samo - gdyby się dowiedział, że Alec siedzi przy stole z obrońcą Becky i zabójcą jego Kozaków - to teraz musieli współpracować, żeby zyskać dziewięć punktów wcześniej niż rywale. Przy drugim stole Draksowi dostał się równie niesympatyczny partner, rozwiązły i pokraczny bogacz, pułkownik Tallant. Bezwzględny, żylasty mężczyzna miał czarną opaskę na oku i bliznę po cięciu szablą na policzku. Zapewne otrzymał ją podczas jakiejś bitwy, lecz Alec bez trudu mógł sobie wyobrazić, że Tallant zyskał ją jako rozbójnik, rabujący ludzi gdzieś na rozstajnych drogach. Choć Tallant nie był jego partnerem, zirytował go do głębi ględzeniem o ustrzelonych w Indiach tygrysach. Alec miał wielką ochotę spytać: „A co panu te nieszczęsne tygrysy zrobiły?” W każdym razie Drax i pułkownik grali razem przeciw szacownemu członkowi parlamentu oraz wnukowi parweniusza, handlarza węglem z Birmingham, który całkiem http://www.sienatori.pl/media/ odciętą. Ukryłem w wielkiej szafie, a wtedy ona weszła do pokoju. Alec pokiwał głową. - Znalazłem się w pułapce, ale... co to był za widok! Zaparło mi dech, kiedy służąca ją rozbierała. Wciąż jeszcze ją widzę. Chciała się podobno zdrzemnąć przed kolacją, lecz gdy służebna wyszła, położyła się na łóżku i zaczęła zabawiać ze sobą. Sama chciałaś - powiedział chłodno, gdy Becky Odkaszlnęła, zmieszana. - Mam przerwać? - Nie. W porządku - zapewniła go, z trudem usiłując zachować spokój. - Mów dalej. - Chyba zacząłem dyszeć, bo przerwała igraszki i otworzyła szafę .Wypadłem z niej głową naprzód. Myślałem już, że wszystko przepadło, że jej mąż złoi mi skórę i odeśle w niesławie do Roberta, który na pewno porządnie by mi nagadał, ale nic takiego się nie stało. Uśmiechnęła się tylko, a ja się cały trząsłem. Widziała, co się ze mną dzieje, i zachęciła mnie, żebym jej dotknął. - Podle postąpiła. - Becky była wstrząśnięta do głębi.

- Nie zaprzątaj tym sobie ślicznej główki. Możemy już jechać do Brighton. Wynajmiemy o północy karetkę pocztową i dotrzemy tam rankiem. Zobaczę, czy uda mi się podwoić tę sumę, grając dziś wieczór w dwadzieścia jeden. - Gdzie? - W jednym z domów gry. Nie martw się, staram się grywać tam, gdzie nie szachrują. - Chcę pójść z tobą! - Poderwała się z łóżka. Sprawdź - Książę by nie żył - powtórzyła chłodno - a pański człowiek siedziałby w areszcie. Napije się pan kawy? - Chętnie. - Kiedy napełniała filiżankę, cały czas patrzył jej na ręce. - McCarthy i jego ludzie już go prawie mieli. Widziałam pańskiego człowieka - powiedziała zdegustowana. - Biegał po korytarzach i świecił sobie latarką. Edward również go zauważył. Próbowałam go odciągnąć, udając atak histerii, ale idiota, którego pan tam posłał, nie wykorzystał tego. Kiedy zapaliło się światło, stał na środku korytarza i wymachiwał bronią gotową do strzału. Powinno panu pochlebiać, że odkąd wyszedł pan na wolność, książę nosi przy sobie mały pistolet. Na szczęście wczoraj zrobił z niego dobry użytek. Martwi nie mogą sypać - prychnęła, po czym wstała z sofy. - A teraz proszę odpowiedzieć mi na jedno pytanie. Czy ten nieszczęsny głupiec dostał rozkaz zabicia Culenów? I czy wątpi pan, że jestem w stanie wywiązać się z naszej umowy? Powiedz to, zaklinała go w myślach. Powiedz to wreszcie, jasno i wyraźnie, i niech będzie z tym koniec! Chmura wonnego dymu żeglowała ku górze, zasnuwając na moment jego twarz. - Moja droga - rzekł spokojnie - proszę się nie unosić. Nie warto. Człowiek, o którym pani mówi, otrzymał wskazówki, że jeśli nadarzy się okazja, może z własnej inicjatywy to wykorzystać. Jednakże nie dostał ode mnie żadnych konkretnych rozkazów. Co do drugiego pytania, to ma pani moje pełne zaufanie. - Zawarliśmy umowę. W zamian za pięć milionów dolarów zlikwiduję Cullenów. Uśmiechnął się jak hojny wujek. - Powiedzieliśmy tylko, że jeśli coś takiego będzie miało miejsce, zostanie odpowiednio nagrodzone. - Mam dość słownych gier! - rzuciła i prowokacyjnie sięgnęła po torebkę. - Skoro nie chce pan być ze mną szczery i jasno określić warunków umowy, nie widzę sensu ciągnąć tego dalej. - Siadaj! - rozkazał krótko. Zatrzymała się w połowie drogi do drzwi, ale nie wróciła na miejsce.- Zapominasz się. Nikt z moich ludzi nie wychodzi, póki nie dostanie mojej zgody. Domyślała się, że pod drzwiami czekają uzbrojeni strażnicy, którzy na jedno skinienie rozszarpią ją na strzępy. Postanowiła jednak zaryzykować. Zakładała, że jej arogancja zrobi na nim wrażenie. - Może będzie lepiej, jeśli poszukam sobie innego pracodawcy - powiedziała, patrząc mu śmiało w oczy. - Nie lubię, kiedy gra nie ma jasno określonych reguł. - Proszę pamiętać, że to ja rozdaję karty. Powtarzam po raz ostatni, usiądź!