- Jeszcze się zdziwisz - powiedział i zamknął za sobą drzwi.

- Zaprosiłem go dzisiaj, bo służył ci jako wymówka - wyjaśnił Lucien. Alexandra przerwała spacer od biurka do kominka. - Jaka wymówka? - Żeby domagać się niezależności. - Nie muszę szukać pretekstów - odparowała ze łzami w oczach. - Ty sam dostarczasz dostatecznych powodów, żeby nie wychodzić za mąż. - Daj mi jeszcze chwilę - poprosił Lucien, zaskoczony jadem w jej głosie. - Ile tylko zechcesz. To niczego nie zmieni. - Jakiś czas temu wymieniłaś powody, dla których mnie nie poślubisz. Usunąłem wszystkie przeszkody, jedną po drugiej. Nie powinnaś złościć się na mnie, że zrobiłem coś, do czego sama mnie pchnęłaś. - Pchnęłam? Sprowadzasz tutaj diuka Monmoutha i mnie o to obwiniasz? - Taka rozmowa jest bez sensu, Alexandro. My... - Nie miałeś prawa wymuszać na nas pojednania dla własnych celów! - Zrobiłem to dla ciebie - rzucił gniewnym tonem. - Martwiłaś się o Rose. Zadbałem o to, żeby była szczęśliwa. Obawiałaś się, że plotki zaszkodzą bliskim ci osobom. Twoja reputacja jest uratowana. - Raczej zamieciona pod dywan. Chodzi ci wyłącznie o to, żeby postawić na swoim. Nadal potrzebujesz dziedzica, żeby nie dopuścić do spadku potomstwa Rose, i nadal jesteś tym samym Lucienem Balfourem, który twierdził, że miłość to tylko społecznie akceptowany http://www.stomatologkrakow.edu.pl/media/ - Jest kilka rozwiązań. Powinnyśmy się nad nimi zastanowić. Nie chcę podejmować pochopnych decyzji... - Pochopnych? - powtórzyła Hope, unosząc brwi w dobrze obliczonym oburzeniu. - Nie sądzę, byśmy podejmowały pochopne decyzje. W każdym razie ja nie chciałabym decydować „pochopnie”, kiedy przyjdzie czas kolejnej dotacji na rzecz szkoły. Siostra Marguerita pochyliła głowę. - Zajmę się tą sprawą, pani St. Germaine. Liz w osłupieniu przysłuchiwała się rozmowie obu kobiet. Matka Glorii obiecywała, że wstawi się za nią u siostry przełożonej, tymczasem teraz wyraźnie żądała usunięcia jej ze szkoły. Hope St. Germaine podeszła ją. Sprytnie, z zimnym wyrachowaniem zmusiła do zdradzenia przyjaciółki. Zerwała się na równe nogi. - Proszę pani, proszę tego nie robić! Gloria jest moją najlepszą przyjaciółką! Ja tylko chciałam pomóc! Nigdy nie zrobiłabym nic, co mogłoby jej zaszkodzić! - Za późno na takie zapewnienia. Uczyniłaś już wystarczająco dużo, żeby jej zaszkodzić. Zrujnowałaś jej życie. - Ale ja potrzebuję tego stypendium... - jęknęła Liz. - Błagam panią, niech pani nie pozwoli, żeby usunięto mnie ze szkoły. - Powinnaś była wcześniej o tym pomyśleć. – Hope zmierzyła ją pełnym jadu spojrzeniem i odwróciła się do dyrektorki: - Siostro? Zakonnica skinęła głową na pożegnanie i matka Glorii wyszła z gabinetu. Liz widziała po minie siostry, że incydent wytrącił ją z równowagi i napełnił niesmakiem. Tyle że nie do Hope

ciekawość. W dodatku miał teraz oficjalny powód, żeby spędzać z nią więcej czasu. A jeśli uda się jej poprawić jego maniery, chętnie obwoła ją cudotwórczynią. 4 Alexandra siedziała na łóżku i bawiła się z psem. Dwadzieścia pięć funtów miesięcznie było dla niej prawdziwą fortuną. Na pierwszej posadzie tyle zarabiała przez cały rok. Nawet gdyby mogła sobie pozwolić na odrzucenie Sprawdź Hope St. Germaine odchrząknęła i przystąpiła do rzeczy: - Mogę, siostro? Przełożona przystała po chwili wahania i Hope zwróciła się wprost do Liz: - Koniec z gierkami i oszustwami, moja panno. Wiem o wszystkim. Wiem, że pomagasz mojej córce zwodzić mnie i oszukiwać. Kryjesz ją, zachęcasz do kłamstw. A więc jednak. Tak jak Liz się obawiała, Hope przejrzała ich intrygę. Znalazły się w opalach. W strasznych opałach. Spojrzała bezradnie na dyrektorkę, ale wnosząc po jej zaciętej minie, z tej strony nie mogła oczekiwać pomocy. Łzy napłynęły jej do oczu, schyliła głowę. Dlaczego zgodziła się pomóc Glorii? Dlaczego uległa jej namowom, skoro od początku wiedziała, że plan jest niebezpieczny, niedorzeczny i lekkomyślny? - Moja córka zadaje się zupełnie nieodpowiednim dla niej chłopcem, a ty jej to ułatwiasz. Czy tak, Liz? - Hope zawiesiła pytanie w powietrzu, po czym zadała ostateczny cios. - Może nawet zachęcałaś ją do tego? Może to ty ją namawiałaś, żeby mnie okłamywała? - Nie! - Liz poderwała głowę. - To nieprawda! To nie tak! Pani St. Germaine postąpiła krok, wpijając w nią lodowate spojrzenie. - Nie? - Nie - powtórzyła słabo. - Przysięgam.