- A gdybym się zdecydowała?

Brak świadków, brak konkretów z sądówki, brak narzędzia zbrodni, dosłownie nic. Denatce wymierzono trzy potężne ciosy, ale doktor Pa-tel poinformowała Shipley, że już pierwszy mógł spowodować śmierć, a pozostałe mogły być zadane w ataku furii. Zdaniem patolożki, narzędziem zbrodni był prawdopodobnie niewielki kamień z ogrodu czy parku, znaleziony w pobliżu miejsca, gdzie ukryto zwłoki, ale poszukiwanie odcisków palców nie wykazało nic oprócz zamazanych śladów na potłuczonych butelkach po piwie. Działkę zaśmiecały poza tym puszki po napojach, zmięte opakowania po chrupkach, kilka zużytych strzykawek, nawet odciski butów okazały się nieprzydatne. Było tego do diabła i trochę. Mimo tak silnych podejrzeń przeszukanie domu Bolsovera, jego hondy, biurka i skrytki okazało się bezowocne. A ponieważ od śmierci Lynne do odkrycia jej ciała upłynęło sporo czasu, szanse na zebranie potencjalnie http://www.terazbudujemy.edu.pl Oba sceptycznie parsknęli, lecz ściskać się nie zaczęli. Rolar rozpalił ognisko, trochę skrobiąc ocalałego ziemniaka, a Orsana przysiadła się do mnie, uważnie obserwując zabiegi nad śledziem. - Nie denerwuj się tak - miękko powiedziałam. -- Gotować nie czarować, tu szczególnego talentu nie trzeba, raz się zobaczy - już nauczył się. Jeżeli to jedyna rzecz, której nie umiesz, to ja co zazdroszczę! - Według mnie, nie podobam mu się - wyszeptała Orsana, krzywiąc się na Rolara. -- Co on tak bez przerwy się mnie czepia? - A może na odwrót - podobasz się, ot i dlatego się czepia? - Podobam się, a jakże... Najwyżej w charakterze giermka - przewarczała najemniczka. -- Na twoim miejscu ja bym nie zaczęła mu ufać. Ty sama mówiłaś, że wampiry niechętnie obcują z ludźmi, a ten przylepił się jak kąpielowy liść... do tego miejsca, co tylko w łaźni się myje. Z jakiej radości? Myślisz, że on nam całą prawdę powiedział, jeżeli Len ją dwa lata skrywał? Pewnie nakłamał z trzy koroby o obrzędzie i twojej strażniczej nietykalności, a jak my tylko arlijską granicę przekroczymy, to nas powiążą cieplutkich... W nocy nie śpi, boi się, że uciekniemy... - Orsana, nie pleć bzdur. -- Ja zręcznie pozbawiłam śledzia kości. -- Ty jeszcze powiedz, że on chodzi w krzaczki zostawiać ślady dla skradających się za nami rozbójników. - Dzisiaj już trzy razu chodził! Mi, między innymi, jeden raz starczył! I kiego ducha leśnego on robił w Legionie? Jeszcze pojmuję, handlować z ludźmi, ale służyć w ich armii?! Ten typ to szpieg, głową ręczę - on coś od nas skrywa... Czemu się śmiejesz? - zmieszała się dziewczyna. -- Ja coś nie tak powiedziałam? To, Orsana, to. Dwa razy ten. Ziemniak piekł się około godziny, lecz my nie traciliśmy czasu na darmo - przebierałam torbę z rzeczami, Rolar ostrzył miecz, a Orsana praktykowała się w miotaniu sztyletami. Zwłaszcza efektownie wychodziło jej obiema rękami jednocześnie - przelotne spojrzenie, obrót plecami do tarczy strzelniczej i szybki rzut nad ramionami. Nie chybiła ani razu, sztylety zawsze trafiały pod różnymi kątami w jeden punkt, tylko szczapy leciały. Ogiery z przyjemnością szczypały pachnącą zieloną trawkę, a Smółka leniwie rozłożyła się w rumiankach, skubiąc po jednym kwiatuszku. - Ona tu bez ciebie jakoś tak zmarniała - zakomunikowała Orsana, po raz kolejny wyrywając sztylety i wracając w pierwotną pozycję. -- Tylko ogon zobaczyć zdążyłam - pasiasty, czarno rudy, po mordzie chłostał. Kobyła w zamyśleniu podskoczyła; najbliższe kwiatki spaliły się w barwę czarnych kamieni. Orsana miała szczęście, że jej znajomość z ognistą salamandra zakończyła się tylko na drżącym ogonie..

Ash, najstarszy z braci, przyjmując obowiązki głowy rodziny, zasiadł za biurkiem ojca, co pozostali przyjęli z ogromną ulgą, szczęśliwi, że nie padło na żadnego z nich. Woodrow, o pięć lat młodszy od Asha, rozsiadł się na skórzanej kanapie naprzeciwko biurka. Rory, najmłodszy, Sprawdź - Nie mamy tyle pieniędzy. - Joannę nie wierzyła własnym uszom. - Dowiedz się, ile to kosztuje. - Tony otwierał już drzwi. - Jeśli nie za dużo, to zapłacę. Nie jestem nędzarzem, Jo. - Wiem, ale... - Dowiedz się, Joannę. Albo daj sobie spokój. Mało brakowało, a poddałaby się wtedy, ale nagle trafiła na stronę, która doprowadziła ją do „kogoś", kogo Tony tak beztrosko kazał jej wyszukać. Pewien „praktyk adopcyjny" utrzymywał, że ma legalne powiązania z agencjami na trzech kontynentach i specjalizuje się w pomocy małżeństwom