przez okrągłą dobę. Już samo przypuszczenie, że któryś ze służących mógłby działać

Śmiechy dolatywały z jadalni. Alec szybko odkrył ich źródło. Becky i Rushford siedzieli sobie wygodnie przy stole, pili kawę, gawędzili tak poufale, jakby znali się od urodzenia, i zajadali pudding. Jego pudding! - Proszę, kogóż tu widzimy! - oznajmił Rushford nieco oskarżycielskim tonem. Rozpierał się u szczytu stołu. - Czyżby kac przestał ci dokuczać? - spytał wymijająco Alec. - To raczej ty masz się z czego tłumaczyć - odparował Rush. Becky niepewnie wodziła wzrokiem od jednego do drugiego. - Nie zjadłbyś puddingu? - odezwała się, jakby w nadziei, że w ten sposób zapobiegnie kłótni między nimi, a może nawet bójce. - Owszem, zostawiliśmy ci trochę, chociaż nie było to łatwą rzeczą. Panna Ward ma nadzwyczajny wprost talent do gotowania. Jego bogaty, utytułowany, przystojny druh uśmiechnął się do Becky porozumiewawczo. Alec poczuł, że rośnie w nim złość i zazdrość. - Owszem, wiem o tym. - Kto by pomyślał, że gotowanie może dać tyle satysfakcji? - spytał kpiąco Rush. Becky spuściła oczy,, z trudem powstrzymując śmiech. Jak śmieli się z niego natrząsać? Usiłował cmoknąć Becky w policzek, lecz się uchyliła i trafił w sam kącik jej warg. Spojrzała na niego srogo. - Gdzie tak długo byłeś? Bal dawno się skończył. Alec spojrzał na zegar. Do licha! Już http://www.terazbudujemy.info.pl/media/ Edward skończył czytać akta dopiero późnym popołudniem. Niektóre z materiałów zadziwiły go, inne przeraziły, jeszcze inne wprawiły we wściekłość. I choć przeczytał każde słowo, nadal nie był pewien, czy zdołał poznać Bellę. Mimo to chciał z nią porozmawiać. Zdawał sobie sprawę, że może być już za późno, niemniej chciał spróbować. Zwłaszcza że teraz sam przystąpił do spisku. Myślał o tym, idąc do apartamentów Alice. O tym, co przeczytał i usłyszał, nie mógł powiedzieć nawet bratu, podobnie jak nie wolno mu było uspokoić siostry, wyznając jej, że Blaque został namierzony. Zaczynał rozumieć, jak to jest, kiedy człowiek nie ma wyboru. Teraz on, tak jak Bella, musi grać swoją rolę do końca. Alice i Rosalie omawiały przygotowania do balu. - Edward, z nieba nam spadłeś - powitała go siostra. - Przyda nam się męski punkt widzenia. - Po pierwsze, nie może zbraknąć alkoholu - odparł bez namysłu. Kiedy się pochylił, by ją pocałować, dostrzegł zmęczenie na jej twarzy. - Nie ma z wami Isabelli? - Nie. - Alice pokręciła głową. - Chciałam, żeby odpoczęła. Wczorajszy wieczór musiał być dla niej koszmarem. Dla ciebie pewnie też. Mimo woli przypomniał sobie, jak ją zostawił - bezradnie skuloną na środku łóżka. - To był faktycznie niezapomniany wieczór - mruknął. - Nie rób sobie żartów, Ed. Kiedy pomyślę, że mogłeś zginąć... - Ale nie zginąłem. - Przyklęknął i wziął ją za rękę. - I nie myśl już o tym, bo nie chcę, żeby mój bratanek był nerwowym dzieckiem. Gdzie Marissa? - Śpi. - Powinnaś zrobić to samo. - Pieszczotliwie potarł palcem delikatną skórę pod jej oczami. - Mówisz jak Jasper - rzekła z irytacją. - Uchowaj Boże. Swoją drogą, gdzie mój szanowny brat?

wiedziała o orientacji syna i bynajmniej nie robiła z tego żadnych problemów. Krystian mówił jej wszystko, nie miał przed nią żadnych tajemnic. - Kogo…? – nie zrozumiała. – Ach! – podniosła się do siadu, wbijając w blondyna ciekawskie spojrzenie. – Księcia? – uśmiechnęła się rozczulona. Chłopak szybko przytaknął, szczerząc się. - Ale jaki książę! Ci z Disneya się przy nim chowają! – westchnął rozmarzony, Sprawdź Michaił wydał rozkaz swoim ludziom i Kozacy natychmiast wpadli do izby. Wskazał im Becky, która stanęła plecami do ściany, przy oknie. Z trwogą patrzyła, jak ją otaczają. Zastanawiała się gorączkowo nad swoją sytuacją. Skoro Westland istotnie podjął dzięki jej listowi jakieś działania i władze poszukują już Michaiła, to nie była wcale zwyczajnym więźniem, tylko zakładniczką. Jej życie miało jakąś wartość. Michaił wydał kolejny rozkaz po rosyjsku i Kozacy zaczęli się do niej z wolna zbliżać, zapewne chcąc jej odebrać broń. Wodziła pistoletem od lewej do prawej i z powrotem, usiłując brać ich kolejno na muszkę. - Wolisz poświęcić ich życie niż swoje, co? - spytała kuzyna. - Inaczej odebrałbyś mi pistolet własnoręcznie. - Przywarła plecami do ściany, z bronią nadal wymierzoną w Kozaków. Kusiła ją możliwość ucieczki przez okno, ale uznała, że Kozacy szybko by ją wówczas dogonili. Wiedziała też, że nie wahają się strzelać ludziom w plecy. Nagle usłyszała, że ktoś wjeżdża konno na polanę, gdzie stała chata.