- Ta pani ma prawo zabrać małego, to jej siostrzeniec.Ale zapłacę ci do końca miesiąca. Kylie rozpromieniła się. - W szafie jest walizka - poinformowała, nagle skłonna do pomocy. - Czy może przypadkiem to pani jest ciocią Tammy? - Skąd wiesz?! - W walizce jest list z napisem: „Ciocia Tammy". W cudzysłowie, jakby to był jakiś dowcip. Bez adresu, bo gdyby był zaadresowany, wysłałabym go. - Przynieś ten list - zażądał Mark, jakby liczył na jakiś pomyślny obrót sprawy. Może w tym liście będzie coś, co skłoni tę nieobliczalną kobietę do namysłu? - Walizkę też! - zawołała za nią Tammy. Zostali tylko we troje. Henry nadal zachowywał kom¬pletną bierność. Żeby się chociaż rozpłakał, zaczął krzyczeć, cokolwiek! - Panno Dexter... - Tammy. Skłonił głowę. - Miło mi. Mark. Tammy, musimy porozmawiać. - Cały czas to robimy. - Obiecuję ci, że zadbam o niego. - Zatrudniając kolejną Kylie? - parsknęła. - Powinie¬neś był od razu po niego przyjechać. Nie spieszyło ci się. Na szczęście nie musisz się o niego więcej martwić. Teraz nareszcie trafił w dobre ręce. - Nie rozumiesz. Potrzebuję go. Uniosła brwi. - Potrzebujesz go? Dlaczego? - Jest następcą tronu. Wzruszyła ramionami, ponieważ to wyjaśnienie brzmiało dla niej absurdalnie. http://www.terazbudujemy.net.pl - Czy wiesz, co się stało? - spytała Isobelle ostrym to¬nem. - Widziałaś gazety? Tammy oprzytomniała w ułamku sekundy. Serce skoczy¬ło jej do gardła. Czyżby któryś z nich... - Nie, nic nie wiem. O co chodzi? - Książę Mark wystąpił o adopcję Henry'ego. Po¬zuje z nim do zdjęć i wygląda jak zachwycony ojciec, też coś! - Naprawdę? - ucieszyła się Tammy. Wyglądał jak zachwycony ojciec... Więc się udało. - Nie wiem, co się za tym kryje i co on chce przez to wygrać, ale jedno jest pewne, nie może usynowić dziecka bez twojej zgody. Rozmawiałam z prawnikami. Książę bę¬dzie musiał przysłać ci papiery do podpisania. Zastanów się, ile możesz zażądać za zrzeczenie się praw do opieki nad Henrym. Dobrze to rozegraj. Musisz wyczuć, jak bardzo mu na tym zależy. Tammy wpatrywała się w ciemność. - Wiesz, mamo, oprócz pieniędzy są na świecie jeszcze inne rzeczy - powiedziała powoli. - Oddałam Markowi Henry'ego z własnej nieprzymuszonej woli. Isobelle wściekła się - Ależ ty jesteś głupia! Mogłaś się dobrze ustawić, a za¬miast tego będziesz do końca życia łazić po drzewach jak małpa. Idiotka! - Wiem, zawsze mi to powtarzasz - skwitowała Tammy i rozłączyła się. Nie mogła zasnąć. Wstała, ubrała się, wsiadła do roz¬klekotanej furgonetki, która od lat służyła zespołowi Douga, i udała się do najbliższej stacji benzynowej, odległej o go¬dzinę jazdy. Przerzuciła kolorowe magazyny na stojaku i znalazła to, czego szukała. W jednym z tygodników wid¬niało zdjęcie Marka, który podnosił do góry roześmianego Henry'ego. Obaj wyglądali na bardzo szczęśliwych.

Z oszołomieniem potrząsnęła głową - Czemu nie przyjechałeś po niego wcześniej? - Już ci mówiłem. Podczas pogrzebu twoja matka za¬pewniła mnie, że Henry przebywa pod dobrą opieką w Sydney. Wiesz, jak ona potrafi człowiekowi coś wmówić. - Wiem... - Rozpaczała nad jego osieroceniem, wydawało się, że pragnie natychmiast do niego wrócić. Żal mi jej było, dałem jej więc czas, żeby mogła pobyć z wnukiem w Sydney i ochłonąć po śmierci córki. Miała przywieźć Henry'ego do¬piero wtedy, gdy będzie to konieczne. Tymczasem on omal nie trafił do domu dziecka! - wybuchnął z gniewem. - Nie Sprawdź Otworzyła drzwi na oścież. - Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. Do diabła z tobą, twoją rodziną i waszymi prze¬klętymi pieniędzmi! Zabiliście ją, zabiliście moją siostrę. Wy dranie! - Jej dłoń znów sama poleciała do góry, ale tym razem Mark zdołał złapać Tammy za nadgarstek i wy¬kręcić jej rękę do tyłu. Korytarzem przechodziła akurat jakaś para w średnim wieku. Nieznajomi przystanęli, zaniepokojeni. - Niech pan puści tę panią! - zainterweniował mężczyzna. Mark zaklął, wepchnął Tammy z powrotem do pokoju i zatrzasnął drzwi. Chwycił również jej drugą dłoń i obie unieruchomił za jej plecami. - Co ty za brednie wygadujesz? Moja rodzina zabiła Larę? - Tak! Czytałam list, który napisała do mnie przed czte¬rema miesiącami - rzuciła mu prosto w twarz oskarżycielskim tonem. Mark trzymał ją jak w kleszczach, mocno przy¬ ciskając do swego torsu, lecz była zbyt rozgorączkowana, by zwracać na to uwagę. - Moja siostra umierała ze strachu o siebie i synka, dlatego wysłała Henry'ego do mnie. Jej mąż brał narkotyki, miał dziwnych znajomych, prawie nietrzeźwiał... - Nic nowego. Zatkało ją na moment. - Jak to? Wiedziałeś o tym? - Każdy wiedział. Mojemu kuzynowi od urodzenia po¬zwalano na wszystko. Wyrósł na aroganckiego cymbała, któ¬ry z nikim i niczym się nie liczył. Uzależnił się od alkoholu, zanim skończył osiemnaście lat. Lara nie miała złudzeń, za kogo wychodzi. - Czemu więc to zrobiła? - jęknęła Tammy. Mark ponuro popatrzył na skrawki papieru zaścielające dywan.