Hrabia z własnego nadania, Seweryn

dwa kroki od przyczajonej kobiety i wymamrotał: – Tak. Znów i wyraźniej. Nieskończoność kosmosu oznacza nieskończoną powtarzalność wariantów połączenia molekuł, a to znaczy, że połączenie molekuł zwane mną powtarza się jeszcze nieskończoną liczbę razy, z czego wynika, że ja nie jestem we wszechświecie jeden, tylko mnie jest nieskończone mnóstwo, a kto z tego mnóstwa w tej chwili znajduje się właśnie tutaj, określić w żaden sposób nie można... Jeszcze jeden z kolekcji „interesujących ludzi” doktora Korowina – domyśliła się Lisicyna. Pacjent sam do siebie kiwnął głową z uznaniem i przemaszerował obok. Nie zauważył. Uff! Polina Andriejewna odetchnęła i ruszyła dalej. Co to błysnęło z prawej, pod księżycem? Zdaje się, że szklany dach. Oranżeria? Tak, oranżeria, przeogromna, istny szklany pałac. Cichutko skrzypnęły przezroczyste, prawie niewidoczne drzwi i w twarz wchodzącej powiało przedziwnymi aromatami, wilgocią i ciepłem. Zrobiła kilka kroków po ścieżce, zaczepiła nogą ni to o szlauch, ni to o lianę, dotknęła ręką czegoś kolczastego. Krzyknęła z bólu, nastawiła ucha. Cicho. Wspięła się na palce i zawołała: – Panie Aleksy! Nic, ani szelestu. http://www.topteam.com.pl/media/ – Danny... – On mnie zabije. – Kto, Danny? Pomożemy ci... – Chcę umrzeć, mamo. Chciałbym położyć się i po prostu... umrzeć. – Nie mów tak! Jesteś młody, popełniłeś błąd. To wina tego człowieka. On cię w to wpakował, Danny. Nie rozumiesz? Manipulował tobą. A teraz powiedz mi, kto to jest. Proszę cię, Danny. Ale Danny wziął się znowu w garść. Słyszała jego nierówny oddech, a potem długie chlipnięcie, gdy wycierał nos wierzchem dłoni. – Nie mogę – powiedział w końcu, a jego głos brzmiał zaskakująco dojrzale, zaskakująco stanowczo. – Nie mogę ci nic powiedzieć, mamo. Nie jestem taki głupi. 30 Sobota, 20 maja, 6.35

I tu cierpliwość Lagrange’a wreszcie się wyczerpała. – Posłuchaj mnie pan, lekarzu-lecz-się-sam! – Pułkownik groźnie wybałuszył oczy. – Czy ja, pańskim zdaniem, kwiatki tu przyjechałem wąchać? Proszę mnie tu nie czarować! Gdzie Lentoczkin?! W gniewie pan Feliks bywał straszny. Drętwieli nawet portowi policjanci, co niejedno przecież widzieli. Ale Donat Sawwicz nawet oka nie zmrużył. Sprawdź – Cholerny glina – warknął Abe, wściekle wbijając zęby w ser. Margaret roześmiała się, puściła oko i, posiawszy zamęt w myślach Sandersa, oddaliła się, zostawiając go sam na sam z jego ucztą. Abe przeżuł kolejny kęs, ale już bez entuzjazmu. Na biurko kapnęła musztarda. Pokręcił z niesmakiem głową i odłożył kanapkę na serwetkę. Prawda była taka, że za każdym razem, gdy sprawy szły nie po jego myśli, detektyw Sanders zamawiał tuczące smakołyki, ale rzadko je dojadał. Na myśl o tym, co sobie kupi, leciała mu ślinka. Nabywał największą porcję z możliwych. A potem dopadły go wyrzuty sumienia. Myślał o ilości kalorii, zawartości tłuszczu, poziomie cholesterolu i rezygnował. Po prostu nie był typem człowieka, który potrafi sobie dogadzać. Odruchowo kontrolował się, nawet wtedy, gdy chodziło o smakowitą kanapkę lub talerz ciasteczek z czekoladą. W wydziale krążyła anegdota o tym, jak kiedyś bohatersko porzucił lody Ben & Jerry z czekoladowymi wiórkami, skosztowawszy zaledwie jedną łyżeczkę. Przed laty Abe Sanders zdobywał wszystkie możliwe sprawności harcerskie, przynosił