stanik.

- Rebecca! Wracaj! Rosjanin wydał nagle zduszony jęk i padł na ziemię. Kula trafiła go w plecy. Becky osunęła się na kolana obok niego. Zdołał jeszcze unieść głowę, ale wiedziała, że więzień - dopiero co odzyskawszy wolność - umiera. Ostatkiem sił zdarł mały metalowy medalik z szyi i wcisnął jej w dłoń, a potem znieruchomiał. Becky ze szlochem dźwignęła się na nogi. W blasku księżyca dostrzegła, że Michaił gestem nakazuje Kozakom wstrzymać ogień. - Wróć tutaj dobrowolnie - wrzasnął - a nic ci się nie stanie! Nie zmuszaj mnie, żebym cię ścigał! Dwóch Kozaków na koniach skierowało się ku niej, ale Becky już pędziła przed siebie, szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Miała nad nimi tylko jedną przewagę - znała kryjówki, liczne jamy, które zwierzęta wykopały sobie na wrzosowisku. Wiedziała, gdzie może bezpiecznie postawić stopę, tymczasem konie wciąż się potykały. Przeskoczyła przez wielki kamień i pobiegła dobrze jej znanym wąwozem, kryjąc się w ciemnościach. - Rebecca! Głos kuzyna brzmiał coraz słabiej, ale ostatnia z jego pogróżek przejęła ją dreszczem. - Spróbuj tylko opowiedzieć o tym komukolwiek, a spalę twoją wioskę! Alec siedział zamyślony. Becky czekała na to, co powie. Nie odezwał się jednak, tylko ujął jej dłoń. - Och, Alec, czuję się strasznie! Teraz rozumiesz, dlaczego nie chciałam cię w to wszystko mieszać. Jestem winna śmierci tamtego człowieka! - Przecież uwolniłaś go i próbowałaś mu pomóc! To nie ty pozbawiłaś go życia. Dałaś http://www.toyota-hybrydy.net.pl/media/ generałów, dygnitarzy oraz ich orszaków. Wszyscy ci sojusznicy walk z Napoleonem byli niesłychanie popularni wśród londyńskiej elity. Kiedy się namyślał, czy nie zatrzymać powozu, żeby wskazać im drogę, obcy zniknęli w mroku i deszczu. Nie umiał rozstrzygnąć, czy byli Niemcami, Rosjanami czy może Austriakami. - Co się stało? - spytał Drax. - Nic. - Alec przestał zaprzątać sobie głowę zagadkowymi przybyszami i wrócił myślami do planowanej hulanki. - Podaj mi koniak. Po chwili powóz zatrzymał się przed dużym domem na rogu Hanover Square. Rezydencja Draksa była okazałym, trzypiętrowym domostwem z czerwonej cegły. Od okolicznych budowli odróżniał ją kryty portyk przed wejściem. Gdy tylko stangret, któremu deszcz ściekał z cylindra, zahamował, stajenny zdjął z haka latarnię, by oświetlić drogę wytwornym gościom. Kompani Aleca nie czekali nawet, aż otworzą im drzwiczki.

kremową narzutą, a przed nią stolik z białym obrusem. – Siadaj, kochaniutki, już ci niosę ciasto. Może wreszcie przytyjesz troszeczkę – kobieta zamruczała pod nosem, wychodząc do kuchni. Już po chwili wróciła z dużym talerzem pełnym ciasta, a w drugiej ręce trzymała mniejszy talerzyk wraz z łyżeczką. Postawiła to przed blondynem, uśmiechając się ciepło. - Dziękuję bardzo – odparł chłopak. – Pysznie pachnie – mimo apetycznego Sprawdź rękę. Wszedł do pałacu bez pukania, ciągnąc Becky za sobą. - Ojej! - jęknęła, patrząc na wykładany białym marmurem westybul i kręcone schody, które zdawały się sięgać pierwszego piętra bez żadnych podpór. Alec obejrzał się na dźwięk powolnych kroków i stanął oko w oko z kamerdynerem, który nie potrafił ukryć zaskoczenia na widok czarnej owcy rodziny w towarzystwie licho odzianej dziewczyny. - Dzień dobry, Walsh! - powitał go pogodnie. Kamerdyner schylił się w ukłonie. - Witam, lordzie Alecu. Witam, panno... - Dzień dobry - wyjąkała Becky, kryjąc się z tyłu za Alekiem. Walsh obrzucił ją podejrzliwym spojrzeniem, powiedział jednak tylko: - Czym mogę paniczowi służyć? - Czy zechciałbyś podać nam śniadanie? - Alec odchrząknął. - Natychmiast.