Milczała i mówiło to samo za siebie. Czuł, że czeka, żeby przyszedł i wszystko jej wyznał.

Nagle ogarnął ją znany niepokój. Szybko rozejrzała się wokół. Jest sama, a jednak... Bezszelestnie podeszła do szafki i ostrożnie wyciągnęła z szuflady broń. Z pistoletem gotowym do strzału ruszyła w stronę małego saloniku, łączącego się z sypialnią. Drzwi były lekko uchylone, ale mogła je tak zostawić któraś z pokojówek. Bella delikatnie pchnęła jedno skrzydło, po czym zwinnie wsunęła się do mrocznego wnętrza. Wszystko było na swoim miejscu. Tylko na niskim stoliku stał wazon pełen świeżych gardenii. A więc to jednak pokojówka, pomyślała z ulgą. Miała już opuścić salonik, gdy nagle usłyszała dziwny odgłos. Jakby szelest materiału trącego o materiał. Uniosła do góry dłoń z pistoletem i wysunęła się na środek. Wtedy go zobaczyła. Na małej, welurowej sofie, pośród pękatych poduszek, spał Edward. Zaklęła cicho i natychmiast opuściła broń. Przez chwilę przyglądała mu się ze swojego miejsca. Wyglądał na zmęczonego. Bez butów i marynarki, z rozwiązanym krawatem, był naprawdę rozczulający, miała więc ochotę przykryć go kocem i tak zostawić. Zmieniła jednak zdanie. Pomyślała sobie, że drzemanie na niewygodnej sofie nie pasuje do wizerunku pożeracza damskich serc. Edward na pewno poczułby się okropnie, gdyby rano ktoś go tak znalazł. Postanowiła go obudzić, ale przedtem poszła schować pistolet. Nie chciała, by zobaczył go w jej dłoni. Po co ma go drażnić i niepotrzebnie przypominać o tym, o czym pewnie wolałby zapomnieć. Wróciwszy od saloniku, przyklękła obok sofy i delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu. - Edward - szepnęła mu do ucha. Mruknął coś niewyraźnie i usiłował przewrócić się na drugi bok. Miejsca miał tak mało, że połowa jego ciała zawisła nad podłogą. Bella uśmiechnęła się, coraz bardziej rozczulona, lecz postanowiła zachować nieugiętość. - Edward! - powiedziała głośno i potrząsnęła nim energicznie. - Wstawaj! Kiedy zerknął na nią spod wpółprzymkniętych powiek, spojrzenie miał całkiem przytomne. Błyskawicznie wyciągnął rękę i chwycił ją za ucho. - Trochę szacunku dla nieboszczyka. Gdzie twoje dobre maniery? - Au! Boh. - Bezskutecznie próbowała się oswobodzić. - Jeśli tak ci brakuje szacunku, to zaraz zawołam służbę. Z całym szacunkiem wezmą cię na ręce i zaniosą do twoich apartamentów. A jeśli mnie zaraz nie puścisz, zademonstruję ci pewien niezawodny sposób obezwładniania przeciwnika. - Bello, trochę mniej brutalności, a więcej romantyzmu! - Łatwo powiedzieć! - prychnęła, rozcierając zaczerwienione ucho. - A w ogóle, to dlaczego śpisz tutaj zamiast we własnej sypialni? - Dobre pytanie. Ciekaw jestem, kto zaprojektował to madejowe łoże? - jęknął, masując kark. - Chciałem z tobą porozmawiać - dodał po chwili. - Kiedy się jednak zorientowałem, że na dole są goście, przemknąłem się tylnym wyjściem i przyszedłem prosto tutaj. Chyba się cieszysz, że mnie widzisz? Jedynym mocnym ruchem wciągnął ją na siebie. W jego pocałunku była ogromna tęsknota. - Nie widziałem cię cały dzień - szepnął, całując ją w czoło. - Czy wiesz, że aby poczuć twój zapach, trzeba być naprawdę bardzo blisko? Robisz to celowo? Nie używała perfum. Nie wolno jej było zostawiać śladów. - Mówiłeś, że chciałeś porozmawiać... - Skłamałem. - Delikatnie ugryzł ją w ucho. - Chciałem się z tobą kochać. Nie mogłem przestać o tym myśleć, więc spotkanie zarządu i kolacja w klubie to była prawdziwa męka - mówił, rozpinając jej sukienkę. - Najgorsze, że musiałem powiedzieć parę słów - mruczał, gładząc ciepły jedwab, który miała pod spodem. - Cały czas wyobrażałem sobie, że się z tobą kocham, więc nie wiem, czy nie nagadałem jakichś bzdur. - Nie chciałabym przeszkadzać ci w pełnieniu oficjalnych obowiązków - mruknęła, całując go w szyję. - Ale to robisz. Siedziałem tam jak na tureckim kazaniu. Dziesięciu nadętych facetów gadało o poważnych sprawach, a ja wyobrażałem sobie, że ty też tam jesteś. Siedziałaś naprzeciwko mnie, z rękami skromnie ułożonymi na kolanach, ubrana tylko we włosy. - Co takiego? - Z wrażenia przestała rozpinać mu koszulę. - Ja? Nago w sali konferencyjnej? - Żebyś wiedziała! - Roześmiał się, rozbawiony jej poważnym tonem. - Teraz rozumiesz, dlaczego nie mogłem się skupić. - Wolał nie wspominać, że czuł także strach. Wprost nie mógł usiedzieć w miejscu, gdy dopadały go natrętne myśli o rym, że Bella została sama, zdana na łaskę Blaque'a. - Z tej tęsknoty przyszedłem tutaj - wyjaśnił. http://www.twa-bielizna.net.pl/media/ tym, kim chce. Ma prawo nosić to, co chce. A on dobrze czuł się w takich, a nie innych ubraniach. Ważne w końcu, aby być sobą, prawda? I nie udawać tego, kim się nie jest. - Jak z Karolem? – zapytała Marta, siedząc rozwalona na krześle z nogami opartymi o stół. Tuż obok niej siedział Krystian, pijący powoli swoją kawę z mlekiem. - Nic, nie odzywa się do mnie i ciągle unika – mruknął pod nosem, spuszczając wzrok na zniszczony blat. Ostatnio w salonie mieli mniejszy ruch i częściej siedzieli bezczynnie niż pracowali. Krystian z tego powodu zarabiał coraz mniej, ale nie miał serca wymagać od Marty większej wypłaty, widząc to, co się dzieje – a raczej nie dzieje – u nich w salonie. - Dziwisz się? Odrzuciłeś go – prychnęła. Krystian zmarszczył brwi, wydymając swoje wąskie, lepkie od błyszczyku wargi.

Nic już nie można było zrobić. Cnotliwej Lizzie lepiej będzie u boku Deva. Alec uniósł dłoń i przetarł zaparowane okienko powozu. Owszem, Strathmore lepiej pasował do Lizzie. On sam nie śmiałby jej tak kochać jak Devlin. Nie w smak mu była przegrana, w końcu jednak zachował się, jak na dżentelmena przystało. Cóż innego mógł zrobić? W głębi duszy wiedział, że nie byłby dla Lizzie dobrym mężem. Dla niej ani dla żadnej innej kobiety, mimo że każda bez wyjątku traciła dla niego głowę. Sprawdź nawet Londynu. Zwolniła kroku i się obejrzała. - Nie wiem, co zrobię, ale to nie twoja sprawa. Poradzę sobie jakoś. Prawo jest po mojej stronie. - Ja też! Mogła go doprawdy doprowadzić do szału. Coś w niej jednak było wzruszającego. - A zeszła noc? Czy to, co było między nami, też jest niczym? Nie odeszła tak daleko, by go nie słyszeć. Zatrzymała się po tych słowach. Widział, jak zesztywniała i zwiesiła głowę. - Pozwól, żebym sobie poszła. - Nie mogę. Coś nas teraz łączy. Zeszłej nocy oddałaś mi się, dzisiaj cię ocaliłem. Dlaczego wciąż mi nie dowierzasz? Nie jestem święty, ale nie jestem też nikczemnikiem. Nie odrzucaj mnie. Wytłumacz, co ci się przydarzyło.