duszę Wrogowi Ludzkości, przez co miejsce to stało się przeklęte, toteż starców

zbyt wysokiej trawie szlauch. Trzeba przystrzyc trawnik. I przydałoby się go okopać. W kuchni nadal nie było nic do jedzenia. Teraz jednak tkwiła na podwórzu o drugiej nad ranem, zmywając klej i strzępy gazety z szyby wozu, aż w końcu szkło zalśniło w blasku latarki. Kiedy skończyła, dopadło ją śmiertelne zmęczenie. Zwinęła powoli szlauch, rzuciła go na ziemię i z trudem dowlokła się do schodów. W ciągu ostatnich dni pozwoliła, żeby stres wziął nad nią górę. Zdała sobie z tego sprawę, jadąc dziś do domu. Za dużo koszmarów, za mało snu. Przestała się dobrze odżywiać i zaczęła szukać oparcia w Quincym, jakby jakimś cudem potrafił jej pomóc. Wielki błąd. Ale co się stało, to się stało. Dzisiaj sięgnęła dna. Jutro znowu stanie na nogi. Już to przeżyła i wiedziała, jak taki cykl wygląda. Przez chwilę po omacku szukała kluczem zamka. Wreszcie otworzyła drzwi. Od razu poczuła na twarzy powiew wiatru. Co, u licha? Zapaliła światło i machinalnie sięgnęła do kieszeni, wypatrując innych oznak niebezpieczeństwa. Nie miała przy sobie broni: dziewiątka i zapasowa dwudziestka dwójka zostały w bagażniku wozu patrolowego. Trzeba było pomyśleć wcześniej. Wyłączyła szybko światło i poczekała, aż oczy przyzwyczają się do ciemności. Nadal żadnych niepokojących dźwięków. Tylko ten powiew na twarzy. W końcu zlokalizowała jego źródło – przesuwane szklane drzwi na werandę stały otworem. http://www.twoja-fotka.com.pl – A związki z mężczyznami? Wie pan o jakimś chłopaku, którego rzuciła? A może teraz ktoś chciał spędzać z nią więcej czasu? – Chyba... chyba powinni państwo zapytać rodziców panny Avalon. Nie wypada, żebym rozmawiał o życiu prywatnym mojego personelu. – Panie dyrektorze, nie mamy dużo czasu. – Na telefon nie trzeba go dużo – odparł stanowczo. – To jedna z zalet współczesnego świata. Rainie zmarszczyła brwi. Nie podobała jej się ta nagła niechęć do udzielenia informacji. Zanim jednak zdążyła nacisnąć mocniej, Quincy w irytujący sposób przejął pałeczkę. – A stosunki Danny’ego z panną Avalon? Były dobre? Miał jakieś problemy na jej lekcjach? – Ależ skąd – zaprzeczył żarliwie Vander Zanden. – To jest właśnie zupełnie niepojęte. Mógłbym przysiąc, że panna Avalon była ulubioną nauczycielką Danny’ego. Uwielbiał

Powoli ruszył przez zarośla, po czym – hop w bok i chwycił za ramiona gołego człowieka. Tak, to on. Aleksy, syn Stiepana, Lentoczkin, szlachcic, lat dwadzieścia trzy, żadnych wątpliwości. Włosy kasztanowe, wijące się, oczy błękitne (w danej chwili dziko wytrzeszczone), twarz owalna, budowa chuderlawa, wzrost – dwa arszyny osiem werszków. – No, no, nie trzęś się – powiedział uspokajająco policmajster, bo dziwnie by mu było Sprawdź wyrobione zdanie. Proszę mi powiedzieć na przykład, które z ludzkich przestępstw uważa pan za najpotworniejsze? Policmajster pomyślał chwilę, przypomniał sobie postanowienia kodeksu karnego i odpowiedział: – Zdradę stanu. Czytelnik powieści klasnął w dłonie; z przejęcia zadrżał mu prawy policzek: – Och, jak podobnie myślimy! Ja też, proszę sobie wyobrazić, uważam, że nic gorszego od zdrady nie ma i być nie może! To znaczy: mam na myśli nawet nie zdradę stanu (chociaż naruszać przysięgę też oczywiście jest nieładnie), tylko zdradę jednego człowieka wobec drugiego. Szczególnie jeśli ktoś słaby zawierzył komuś całą duszą. Zdeprawować dziecko, które cię uwielbiało i tylko tobą żyło, to przecież straszne. Albo wyśmiewać się z jakiejś biednej istoty, przez wszystkich gnębionej i ubogiej duchem, która tylko tobie jednemu na całym świecie wierzyła. Natrząsać się z zaufania czy miłości to przecież bodaj gorsze od