Nie chciała wracać do domu.

czarno-białe. - Przysunęła się bliżej; jej głos brzmiał miękko, lecz wyraźnie. - Karolina musi zrozumieć, że jej córki zostały w pewnym stopniu okaleczone, po pierwsze z powodu żalu po stracie ojca, po drugie zaś wskutek zaskakująco niewrażliwych działań dwojga skądinąd wrażliwych osób. Matthew żachnął się, ale Sylwia mówiła dalej: - Może to i było niezwykle romantyczne, ale szczerze mówiąc, z punktu widzenia dziewczynek, raczej druzgoczące. - Zauważyła jego konsternację i ścisnęła go mocno za rękę. - Nie obwiniam żadnego z was, po prostu chcę ci uświadomić, co się kryje za postępkami dziewczynek. Wiesz przecież, jak opiekuńcza jest Flic wobec Imo. - No i obie uwielbiały ojca. - Jak wszystkie córki. - Umilkła znowu. - Tyle co do twojej strony umowy. Karo, obawiam się, musi pogodzić się z ich niedoskonałościami, ty zaś z tym, co je powoduje. Oczywiście, jeśli zechcesz, bo może dojdziecie do wniosku, że to was przerasta. - I co wtedy? Mam od nich odejść? - Jeśli tak zdecydujesz. - Ja nie uciekam od trudności. - Też cię o to nie podejrzewam. http://www.tworzywa-sztuczne.net.pl/media/ od Matthew". - Bardzo to miłe - przyznał już w ich pokoju. - Naprawdę chętnie podszyłbym się pod ofiarodawcę, ale prawda jest taka, że nic ci nie wysyłałem. - Wcale nie musiałeś. Postawiliśmy sobie po drinku przed świętami... - Była wyraźnie zakłopotana. - Ja też nie zamierzałam ci nic dawać. - Ale dałaś. Bo pomyślałaś, że ci to wysłałem. Może to cofniesz? - Nie chcę. To nic wielkiego, nie z tej samej ligi co twój podarunek. - Uśmiechnęła się szeroko. - Czy raczej nie twój, jak się okazało. Dopiero wieczorem udało mu się ostatecznie rozmówić z bratem, któremu podobno wysłał mały kosz delikatesowy od Fortnuma &

- Czego, Matthew? - Prawdy. Prawdy o Flic i Imo. - Ale czemu nie spojrzeć na to z szerszej perspektywy? Czy nie o tym przed chwilą mówiłam? - Że niby one nie mają z tym nic wspólnego i to ja wymyśliłem całą tę sprawę? Sprawdź zająć czymś Shey, póki nie przybędą posiłki. - Napraw go - powiedział po raz kolejny. Nie musiał pokazywać, o co mu chodzi. Niewielki silnik umocowany na rufie milczał jak zaklęty. Oczywiście, to sprawka Shey. Wszystko sobie zaplanowała. Shey zrzuciła sandałki, popatrzyła na Tannera i odpowiedziała: - Nie mogę. Znowu ten jej uśmieszek. Krew zaszumiała mu w żyłach, a serce zabiło szybciej. To ze złości. No bo jaki mógłby być inny powód? - Popsułaś coś - rzucił oskarżycielsko. - Tak? Ciekawe, jak mi to udowodnisz. - Odwróciła się i zaczęła machać nogą za burtą. Była całkowicie rozluźniona...