by szukał zmarłej żony. Teraz w sprawę jest zamieszana O1ivia, tego był pewien.

agresywna. – W czym mogę pomóc? – warknęła, znacząco spoglądając na zegarek. – Coś nie tak? – Już wyciągała rękę po zapasowy klucz do jego pokoju, przekonana, że zatrzasnął drzwi. – Chciałem się dowiedzieć, czy rejestrujecie połączenia przychodzące do pokoju. – Co? – Stłumiła ziewnięcie. Starała się nie okazywać irytacji – bez skutku. Najwyraźniej w SoCal Inn brakowało personelu. – Dzwonił do mnie ktoś, kto się nie przedstawił. Muszę wiedzieć, skąd dzwonił. – Teraz? – Spojrzała na niego, jakby postradał zmysły, otworzyła szufladę, wyjęła papierosy i zapalniczkę. – Jest środek nocy. – Wiem. To ważne. – Wsunął rękę do kieszeni, wyjął portfel, pokazał jej odznakę. – Co? – Nagle zupełnie oprzytomniała. – Jesteś gliną? – Zmartwiła się, odkładając paczkę papierosów na kontuar. – Z Nowego Orleanu. – O Jezu, posłuchaj, nie chcę mieć tu żadnych kłopotów. – I nie będziesz. – Nie był pewien, czy machanie odznaką jest dobrym pomysłem, ale przynajmniej teraz Rebecca słuchała go uważnie. – Proszę posłuchać. – Nerwowo oblizała usta, jakby chciała coś ukryć. – To... to nie jest duża firma. My... to nie Hilton, rozumiesz. – Ale macie centralkę, przez którą przechodzą rozmowy, prawda? – No, tak... – Myślała intensywnie. http://www.warszawaginekolog.com.pl/media/ Przeszył ją dreszcz. Wstrzymała oddech. Słyszała każde uderzenie swego serca. To tylko twoja wyobraźnia, zżera cię poczucie winy, pomyślała. A może to kot sąsiadów. Tak, to na pewno ten wychudzony zwierzak, który wiecznie buszuje w pojemnikach na śmieci i poluje na myszy w garażu. Na palcach wróciła do sypialni, podeszła do okna i wyjrzała na dwór. Tego popołudnia w południowej Kalifornii nie zauważyła niczego podejrzanego, tylko gęstą szarą mgłę. Smog zniekształcał nawet słońce, czerwony dysk wiszący nisko nad dachami domów. Tego dnia od oceanu nie wiała nawet najlżejsza bryza, najsłabszy powiew nie wywoływał żadnego dźwięku. Nie dostrzegła też kota przemykającego się wśród suchych zarośli, na ulicy nie było rowerzysty. Ani samochodu. Nic. To tylko nerwy.

powoli wielkie koło, diabelski młyn, a pasażerowie podziwiali widok z lotu ptaka: plażę i promenadę. Rick patrzył na feerię świateł nad oceanem. Ile razy przyjeżdżali tu we trójkę, on, Jennifer i Kristi? Ile razy byli z małą w oceanarium? Zajadali hot dogi? Spacerowali boso po plaży? Poczuł ucisk w żołądku. Przypomniał sobie, że czasami przyjeżdżali tu z żoną wieczorem bez córki. Spacerowali Sprawdź Zagryzła usta i słuchała. Nikt nie wie, gdzie jest. Nikt nigdy jej nie znajdzie. Nigdy w życiu nie czuła się równie samotna, jak tu, pod pokładem starej łajby. Skurcze ustąpiły, choć przenikliwy ból powracał co kilka minut. Zmusiła się, by wstać. Musi walczyć. Tylko jak? Nie poddawaj się! Nie wolno! Opanowała strach i usiłowała wziąć się w garść. Starała się nie myśleć o tym, że ciągle krwawi, powoli, tak, ale krwawi. Traci dziecko, którego tak bardzo pragnęła. Wyprostowała się, gdy usłyszała przeraźliwy zgrzyt metalu o metal. O Boże. Morderczyni rzuca kotwicę. Przez chwilę nie mogła się ruszyć. A więc miała zginąć tutaj, gdzieś u wybrzeży Kalifornii. Powoli, w męczarniach. Myśl, Olivio! Myśl! Jeszcze żyjesz!