okno nad zlewem, wychodzące na podwórze, patrzyła, jak księżyc otula światłem cyprysy.

– I co z tym zrobisz? Powiedzieć mu? Choć jest tak sceptycznie nastawiony? Właściwie dlaczego nie? – Rozmawiałem z przyjaciółką Jennifer. Powiedziała, że James i Jenntfer spotykali się w San Juan Capistrano, więc pomyślałem, że tam zajrzę. – Żartujesz? A co to ma wspólnego z całą sprawą? Myślisz, że twój martwy brat też macza w tym palce? – Montoya zaklął po hiszpańsku i dodał: – Brzmi coraz bardziej niesamowicie. Byłem w San Juan Capistrano. Kilka razy. W mieście podobno roi się od duchów. – Jak w Nowym Orleanie. – Mówię poważnie. Tak zwana przyjaciółka Jennifer pogrywa sobie z tobą. San Juan Capistrano? Litości. Mówisz jej, że widzisz duchy, a ona cię tam wysyła? No nie. – Ona nie jest duchem – powiedział, choć w głębi duszy miał wrażenie, że jest nawiedzony. Czuł się tak, jak tego chciał ten, kto tym wszystkim sterował. – Muszę kończyć. – Nie wytrzyma dłużej drwin. – Super. Pospaceruj po święconej ziemi, pogadaj z białą damą, mnichem bez twarzy czy trupem w fotelu bujanym. Albo z Jennifer, bo pewnie sądzisz, że z nimi trzyma. Jeśli ci się to uda, pozdrów ją ode mnie serdecznie. – Pieprzę cię, Montoya – powiedział. Światło się zmieniło na zielone i ruszył w stronę misji. – Chciałoby się, co? – Partner się rozłączył, a Bentz poczuł, że się uśmiecha. http://www.warszawaginekolog.com.pl/media/ – Dobra, już wiem, rozumiem. I naprawdę rozumiała. Corrine O’Donnell dawniej pracowała w wydziale narkotyków, prowadziła wiele głośnych spraw, póki nie złamała nogi podczas pościgu. Potrącił ją samochód i rzepka kolanowa była do niczego. Miała szczęście, że przeżyła, i teraz ograniczała się do przekładania papierków, siedząc za biurkiem. Nie miała szans na powrót do czynnej służby. Mimo tego ćwiczyła na siłowni, była silna i zdrowa, problem sprawiało jej jedynie kolano. Czasami lekko utykała. Hayes wiedział, że drażni ją także fakt, iż już nie może nosić dziesięciocentymetrowych obcasów. – Przyniosę ci drinka. – Powinienem wrócić na posterunek. – Zdążysz. Jutro. – Szukała lodu w zamrażarce. – I tak nie przywrócisz życia tym dziewczynom. Wiedział o tym, ale oboje wiedzieli także, że pierwsze godziny po morderstwie mają

nad głowę, wyprostowana jak baletnica. Po chwili skoczyła, drobna postać mknąca w dół. Bentz patrzył, jak znika we wzburzonym morzu. Rozdział 29 Miał wrażenie, że znowu przeżywa śmierć Jennifer. Patrzył w morską kipiel. Zrobiło mu się niedobrze. Zacisnął dłonie na poręczy. Serce waliło mu jak oszalałe, w umyśle wirowały myśli. Dlaczego skoczyła? Dlaczego? Sprawdź Połamany stół. Przewrócony stojak pod telewizor, brudna, porysowana podłoga. Pajęczyny w rogach, martwe owady na parapecie. To miejsce jest przeklęte, pomyślał. Poczuł gęsią skórkę na karku. Po skrzypiących schodach wszedł na górę, do sypialni. Dwoje innych drzwi. Za jednymi kryła się obskurna łazienka. Ze ściany wyrwano umywalkę, po muszli klozetowej został tylko ślad. Drugie drzwi były zamknięte, ale kiedy pchnął wiekowe deski, uchyliły się i zobaczył wewnętrzny korytarz. Na jednym jego krańcu kryły się schody przeciwpożarowe. Spojrzał w drugą stronę – korytarz biegł wzdłuż ściany budynku, by w końcu przejść w klatkę schodową prowadzącą do recepcji. Sprytne, pomyślał. Tajemne wejście dla księdza, który pewnie wolał, by go nie widziano, jak znika za drzwiami pokoju numer 7, pokoju kochanki. Bentz, posępny i smutny, wrócił do pokoju. Ich pokoju. Dręczyły go wspomnienia, rozpacz i wyrzuty sumienia.