- Typowe. Ty niczym się nie martwisz.

- Nie, kiedy pani życzy sobie wyjść na przechadzkę. Z opowieści Rose wynikało, że lord Kilcairn tak się nie troszczył o poprzednie guwernantki. Zerknęła na Wimbole'a. - Czy hrabia już wstał? - Tak, panno Gallant. Wyjechał tuż po pani wyjściu do parku. Nie spodziewam się go przed wieczorem. A niech to! - Rozumiem. Dziękuję. - Zostawił dla pani wiadomość, panno Gallant. Wziął ze stolika srebrną tacę z listem. Z trudem się powstrzymała, żeby go nie porwać. - Dziękuję, Wimbole. Idąc po schodach, otworzyła liścik i przebiegła go wzrokiem: „Umówiłem wizytę u madame Charbonne. Proszę ją uprzedzić, że pierwsze stroje mają być gotowe na czwartek. Oczekuję, że pani również będzie stosownie ubrana. Kilcairn”. - Hm, z tych słów aż bije ciepło, nie uważasz, Szekspirze? Terier zaszczekał. Zaśmiała się i pospieszyła do pokoju, żeby się przebrać. Gdy zeszła do holu, panie Delacroix już na nią czekały. Na jej widok na twarzy Wimbole'a odmalowała się ulga. - Nie będę tego tolerować! - piekliła się Fiona. - Panno Gallant, karoca już czeka - oznajmił kamerdyner. http://www.weblustro.pl/media/ Santos wahał się przez moment, wreszcie skinął głową. - Dobra. Zostanę w tej budzie, przyrzekam. - Dziękuję - powiedziała z wątłym uśmiechem. - Zawsze dotrzymujesz obietnic. Zawsze dotrzymywałeś, od dziecka. - Pokręciła głową. - Czasami zastanawiam się, skąd u ciebie, dziecka takich rodziców, tyle honoru, tyle godności. - Pewnego dnia zaopiekuję się tobą. I nie będziesz już więcej musiała nakładać na twarz tej tapety. Nie będziesz musiała zarabiać tak, jak zarabiasz teraz. Masz na to moje słowo. ROZDZIAŁ PIĄTY - Victor, kochanie, wychodzę. Santos oderwał wzrok od ekranu telewizora stojącego na komodzie w jego pokoju i spojrzał na matkę. - Do zobaczenia. Lucia założyła torebkę na ramię. - Podniesiesz się i pocałujesz matkę na do widzenia? - Roześmiała się, widząc kwaśny grymas na twarzy syna. - Wiem, jesteś zbyt dorosły na pieszczoty.

imię. Zwłaszcza że sama nie wiedziała, czy go kocha, czy nienawidzi. Rose zbladła i lekko drżącymi rękami założyła czepek. - Nie pasuje mi, prawda? - Zachichotała nerwowo i zdjęła go pospiesznie. - Chodźmy gdzieś indziej, Lex. Nic mi się tutaj nie podoba. - Ruszyła do drzwi. - Jak sobie życzysz, moja droga. To dziwne. Bardzo dziwne, chyba że jej podejrzenia są słuszne i Rose rzeczywiście Sprawdź - Nie mogłam dłużej tam pracować. Patrzyłam na broń w kaburze i wiedziałam, że należy do dawnej Klary. Tej, która pojawiła się w twoim domu, ale nie tej, która z niego wyszła. Bryce nie mógł oderwać od niej oczu. Ostatni tydzień był dla niego okropny. Wydawało mu się, że tonie, a teraz wydostał się na powierzchnię. Wystarczyło, iż spojrzał na tę dziewczynę, by zaraz zaczął oddychać. - Przepraszam, że cię zwiodłam, lecz musiałam... - Wiem. Zajęło mi to trochę czasu, ale wreszcie zrozumiałem, że w ten sposób nas chroniłaś. Ja też popełniłem kilka błędów. Po pierwsze nie zdawałem sobie sprawy z tego, co przeżyłem z tobą w Hong Kongu, póki cię nie straciłem. Po drugie, zrobiłem głupstwo, gdy w zeszłym tygodniu skłoniłem cię do odejścia. Zachowałem się jak głupiec - przyznał, podchodząc bliżej. - Nie, byłeś tylko... - Zrobiłem to, czego się obawiałaś. Kiedy okazałaś mi w końcu zaufanie, zawiodłem cię. Lecz kiedy odkryłem, kim jesteś, pomyślałem, że mnie nie potrzebujesz. Że razem z Karoliną byliśmy tylko częścią twojej pracy. - Och, nie! - Jesteś niezwykłą kobietą. Obawiałem się, że na ciebie nie zasługuję. Wiem, jakie życie prowadziłaś. Czy mogę ofiarować ci więcej? - Już ofiarowałeś. Rzuciłeś linę kobiecie, która tonęła. Była samotna, zapomniała, jak wygląda prawdziwe życie i miłość. - Nie mogę ci dać niczego nadzwyczajnego. - Wcale tego nie chcę - powiedziała z nadzieją w głosie. - To, co proponuję, jest aż do bólu normalne. Wystarczy ci? Skinęła głową, bo coś dławiło ją w gardle, nie pozwalając mówić.