zewnątrz. Na pewno słyszą ją sąsiedzi i przechodnie. Wszyscy potwierdzą że to z mojego

– Jestem! Będę miała dziecko! Porywaczka machnęła ręką, jakby chciała opędzić się od tej myśli, która wyraźnie wytrąciła ją z równowagi. W jej głosie znów zabrzmiał gniew. – To i tak bez znaczenia. Nawet jeśli jakimś cudem jesteś w ciąży, to jeszcze lepiej. Bentz będzie patrzył na waszą śmierć, twoją i dziecka, wszystko w kolorze. Słyszałeś, RJ? Śmierć jej i domniemanego dziecka będzie na taśmie i będziesz mógł w kółko oglądać jej rozpacz i cierpienie. Idealnie. Warto było tyle czekać. – Nie! Posłuchaj, nie wiem, kim jesteś ani dlaczego to robisz, ale proszę, przestań. – O1ivia, mimo wzburzenia, ciągle mówiła spokojnie. Przekonała się już, że błagania tylko podsycają ego porywaczki; musi spróbować inaczej. Rozproszyć jej uwagę. – Opowiedz, jaki masz problem z Bentzem. Może z nim porozmawiam i... – Porozmawiasz z nim? Czy ty mnie nie słuchasz? – Zakryła sobie uszy dłońmi, złapała się za głowę, jakby się bała, że się rozleci na kawałki. – Nie rozumiesz? O1ivia wyczuła, że porywaczka jest na krawędzi, ale nie cofnęła się. Cały czas patrzyła jej w oczy. – Nie rób tego – mówiła spokojnie. – Posłuchaj. Jeśli... – Dosyć! – W okrągłych oczach płonęła furia. – Gadaj, ile chcesz, ale nie dam się na to nabrać, rozumiemy się? To już koniec. Umrzesz, Liwie, i to jeszcze dzisiaj. Wściekła, ale opanowana, sprawdziła ustawienia kamery i pobiegła na górę. Tym razem zostawiła włączone światła. http://www.wojskogedeona.pl – Co? Gdzie? – Miałem już dosyć, że traktujesz mnie jak chłopca na posyłki. Uznałem, że bardziej ci się przydam na miejscu. Będę bardziej pomocny. Bentz roześmiał się głucho. – Mów – polecił Montoya. Wysłuchał ostatnich rewelacji na temat wizji Jennifer, porwania O1ivii i zdjęcia, które otrzymał Bentz. – Więc teraz w sprawę zaangażowało się FBI – podsumował Bentz. Montoya się żachnął, wypełnił wymagane formularze i wziął kluczyki do mustanga. Bentz świetnie sobie radził z federalnymi, ale on wolał pracować bez nich. Owszem, biuro ma mądrych agentów, nowoczesny sprzęt i duże zasoby, ale Montoya i tak wolał pracować sam. Po swojemu. – Gdzie jesteś? – zapytał, idąc na parking. – W Whitaker College. Fernando Valdez nie pojawił się ani na zajęciach, ani w pracy, ale

pyta: – Czy uważa pan, że za ostatnią zbrodnię ponosi winę ten sam człowiek, który zamordował jego siostry? – Tak. – Mówi energicznie rozjuszony brat. Gniewnie wymachuje rękami. Idealnie przystrzyżona bródka porasta jego podbródek, ciemnoblond włosy są przycięte w najmodniejszą fryzurę. Ale oczywiście nie chce na nikim zrobić wrażenia wyglądem. Nie, jest Sprawdź ale nie rozumiał, co mówiła. Po szybkiej wymianie zdań Carlos podniósł słuchawkę do ucha. – Chyba nadal ma go Yolanda. – Tak się nazywa? Yolanda? – Montoya szybko notował. – Tak. Żona Sebastiana. – Mieszkają gdzieś w pobliżu? – Nie, mają dom w Encino. Proszę posłuchać, jeśli coś się stało, musi pan porozmawiać z nimi. Mam dowód sprzedaży. Nie zrobiłem nic złego. – Nie ma sprawy – uspokoił go Montoya. – Proszę mi podać ich adres i telefon. Carlos znowu się stawiał. – Chyba w ogóle nie powinienem z panem rozmawiać. – A co, syn kuzynki ma kłopoty z policją? – Nie. To porządni ludzie. Dajcie im spokój. Umowa była legalna. Dopilnuję zmiany